Prof. Bogdan Góralczyk: Wizyta Andrzeja Dudy w Chinach przyniosła raczej mizerne rezultaty

Prawdziwe rezultaty wizyty prezydenta Andrzeja Duda w Chinach, od głośnego powrotu polskich kurczaków na chiński rynek począwszy, wydają się być raczej mierne – nie było żadnego przełomu, ogłoszenia nowych wielkich inwestycji czy wspólnych przedsięwzięć.

Publikacja: 26.06.2024 14:16

Prezydent RP Andrzej Duda

Prezydent RP Andrzej Duda

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Wyjątkowo długi jak na wizytę oficjalną pobyt naszej pary prezydenckiej w Chinach wzbudził u nas równie wyjątkowe emocje. W mediach, szczególnie tych społecznościowych, pojawiła się cała paleta poglądów na ten temat, przenosząc przy okazji nasze wewnętrzne konflikty i ideologiczne spory na partnerów. Mówiąc krótko: doszło do kolejnej odsłony wojny polsko-polskiej, tym razem z Chinami w tle.

Dlaczego wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Chinach wywołała w Polsce tak duże emocje?

Ten partner jest wyjątkowo trudny, na dodatek w demokratycznej Polsce mocno obciążony ideologicznie, co bierze się z jednej daty: 4 czerwca 1989 r. U nas na poły demokratyczne wybory i pierwszy krok ku demokracji, a tam masakra i utwardzenie autokracji. W najnowszej odsłonie natomiast dzieli nas, i to mocno, rosyjska agresja na Ukrainę, gdyż stanęliśmy po różnych stronach barykady. Chociaż dla Chin jest to gra nieco bardziej skomplikowana, albowiem każdy decydent w Pekinie zdaje sobie sprawę, że przedłużanie tego konfliktu to nic innego jak osłabianie Federacji Rosyjskiej. Owszem, Rosja jest Chinom teraz bardzo potrzebna jako partner w rozgrywce najważniejszej, tej ze Stanami Zjednoczonymi, ale zarazem im partner bardziej osłabiony, tym bardziej skazany na wolę Pekinu, bo na Zachód Rosja w żadnej mierze liczyć nie może.

Czytaj więcej

Łukasz Warzecha: Prezydent Andrzej Duda gości w Chinach – i bardzo dobrze

Tym samym mamy jeszcze trzecie tło tej tak bardzo emocjonalnie obłożonej wizyty Andrzeja Dudy: ogłoszona przez Amerykanów w marcu 2018 r. wojna handlowa i celna, która całkiem niedawno przyniosła nowe cła na chińskie towary: 25 proc. na stal i aluminium, 50 proc. na baterie solarne i półprzewodniki oraz 100 proc. na samochody elektryczne.

Od tamtej pory rozpoczęła się też, zainicjowana przez administrację Donalda Trumpa i podtrzymana, a nawet wzmocniona przez Joe Bidena, nowa era w stosunkach amerykańsko-chińskich: strategicznej rywalizacji, która zastąpiła poprzednie dekady zaangażowania. W efekcie chińskie inwestycje na terenie USA zostały praktycznie wyzerowane, a wielki bój toczy się teraz o to, co będzie z chińskimi inwestycjami na terenie Unii Europejskiej.

Taka wizyta z definicji nie mogła być więc łatwa i ma wiele znaczeń i wymiarów, bowiem na naszej scenie pojawiła się wyrazista dychotomia: jesteś za „czerwonymi”, autokratycznymi i apodyktycznymi „przyjaciółmi Putina” z Pekinu czy przeciw nim? Choć nie będzie łatwo, spróbujmy odrzucić ideologiczne i moralne argumenty, sprowadzając tę wizytę do nagiego rachunku interesów i politycznych oraz gospodarczych kalkulacji. Innymi słowy: spróbujmy oddzielić ziarno od plew.

Wymiar bilateralny wizyty polskiego prezydenta w Chinach

Ta trzecia już wizyta prezydenta Dudy w Chinach, bo poprzedzały ją pobyty jesienią 2015 r. na szczycie formuły 16+1 w Suzhou oraz na uroczystości otwarcia zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie w lutym 2022 r.; dokładnie wtedy, gdy Xi Jinping i Władimir Putin we wspólnym komunikacie zarysowali kontury nowego, wielobiegunowego porządku światowego, już nie zdominowanego przez Amerykanów i Zachód. Ten pobyt w Suzhou natychmiast i ad hoc podniesiono do rangi oficjalnej wizyty głowy państwa, bowiem 16+1 to była formuła współpracy na szczeblu premierów. W efekcie w pół roku później był już u nas sam Xi Jinping z najbliższym otoczeniem.

To, co my znamy jako nasze historyczne przekleństwo, „między Rosją a Niemcami”, z punktu widzenia Chińczyków jest mocnym argumentem, jeśli nie wręcz błogosławieństwem – dla współpracy

Zarówno wówczas, jak tym bardziej dziś doskonale widać, że to Chinom bardzo zależy na współpracy z Polską, widzą w niej swój interes. Nie dlatego, że stawiają na tego czy innego polskiego polityka, tylko tak im wynika z mapy i strategicznej kalkulacji: Polska to przecież obszar „Bożego igrzyska” w wydaniu Normana Daviesa, ale też swego rodzaju „państwo środka” w centrum Europy, co mocno podkreślał prezydent Duda w swym wystąpieniu na „chińskim Davos”, czyli letnim Forum Ekonomicznym w Dalian (we wspólnym panelu z premierami Chin i Wietnamu). To, co my znamy jako nasze historyczne przekleństwo, „między Rosją a Niemcami”, z punktu widzenia Chińczyków jest mocnym argumentem, jeśli nie wręcz błogosławieństwem – dla współpracy.

Jak na dłoni widać, że strona chińska zrobiła wszystko, by podnieść rangę tej wizyty w sensie protokolarnym. Nawet ja, zajmujący się naszymi dwustronnymi stosunkami od pół wieku, dowiedziałem się o datach 22–26 czerwca z ust… rzecznika chińskiego MSZ (chociaż oczywiście o przygotowaniach do niej wiedziano wcześniej, bo to wymaga obustronnego wysiłku). To Chińczycy jako gospodarze dyktowali więc warunki, a w dużej mierze też agendę tej wizyty. Godzinne spotkanie z Xi Jinpingiem, trzygodzinne rozmowy plenarne, spotkania polskiej głowy państwa z drugim w hierarchii premierem Li Qiangiem (tym samym, z którym dzień później zabierali głos w tym samym głównym panelu w Dalian) oraz trzecim w niej szefem OZPL, tamtejszego parlamentu, Zhao Lejim – to wszystko jednoznacznie dowodzi w tej starej, konfucjańskiej z ducha cywilizacji, gdzie protokół ma ogromne znaczenie i daje wyraziste sygnały, że przyznano tej wizycie najwyższą możliwą oprawę ceremonialną. A nadanie przez gospodarza polskiemu gościowi tytułu „lao pengyou” – starego przyjaciela, to przecież nic innego jak dyrektywa cesarska, że taka tytulatura ma odtąd w Chinach obowiązywać.

W tym kontekście prawdziwe rezultaty tej wizyty, od głośnego powrotu polskich kurczaków na chiński rynek począwszy, wydają się być raczej mierne – nie było żadnego przełomu, ogłoszenia nowych wielkich inwestycji czy wspólnych przedsięwzięć. Natomiast ogłoszone jako polski sukces zniesienie chińskich wiz (już od 1 lipca) na pobyty naszych obywateli w ChRL do 15 dni to bardziej kalkulacja tamtej strony, która po twardych lockdownach w trakcie pandemii boryka się z niedoborem turystów z zagranicy oraz odnotowała ucieczkę małych i średnich przedsiębiorstw z udziałem obcego kapitału, które nie sprostały twardym wymogom kwarantanny. Obie te kategorie osób, turyści i drobni przedsiębiorcy są teraz w Chinach mile witani, ci z Polski też.

Czytaj więcej

Andrzej Duda rozmawiał w cztery oczy z Xi Jinpingiem. Istotna decyzja ws. wiz

Dlatego też za dobre posunięcie należy uznać ogłoszony przez ambasadora Jakuba Kumocha (kiedyś w kancelarii prezydenta Dudy) „tydzień Polski”, czyli promowanie polskiego towaru i marki na dwóch największych internetowych platformach e-commerce: Taobao oraz JD.com (za co i tak w naszym emocjonalnym dyskursie zyskał miano… Komucha). To ważne, bowiem nawet prezydent Duda w krótkiej wypowiedzi dla naszych mediów (zauważmy, że nie było wspólnej konferencji prasowej ani wspólnego komunikatu) odnotował, że mamy piętnastokrotnie większy chiński eksport do Polski niż odwrotnie. Na dodatek my tam eksportujemy mleko, jabłka, teraz kurczaki i towary rolne oraz trochę miedzi, a oni do nas – najnowocześniejsze technologie oraz sprzęt, który na co dzień widzimy wokół siebie; czy nam się podoba, czy nie, Chiny są dla nas ważnym dostawcą (np. sprzętu medycznego czy podzespołów), a na szybkie oderwanie się od ich ogromnego rynku i produkcji (największego producenta na globie) się nie zanosi.

Relacje Unia–Chiny a kryzys na granicy polsko-białoruskiej

To prowadzi nas do drugiego, międzynarodowego wymiaru tej wizyty. Wiadomo, że omawiano nie tylko zagadnienia na frontach Ukrainy i ich konsekwencje, ale też trwającą w najlepsze wojnę hybrydową na naszej granicy z Białorusią. A to jest akurat teraz ważne, bo sytuacja sprawiła, że to przejście kolejowe w Małaszewiczach stało się główną furtką dla chińskich towarów idących drogą lądową do Niemiec i całej Europy. Mimo starań rządu Viktora Orbána, który wybudował podobny, nowoczesny terminal pod Záhony, ze względu na działania wojenne na obszarze Ukrainy towary tam nie idą. Zostają Małaszewicze, według obliczeń naszego Ośrodka Studiów Wschodnich przepuszczające aż 88 proc. przewozów kolejowych na lądowej ścieżce w ramach Inicjatywy Pasa i Szlaku (BRI).

Chiny są ważne dla Europy; tym bardziej po stracie wielkiego rynku rosyjskiego. Dlatego niedawno, w kwietniu, przebywał tam kanclerz Olaf Scholz, a w maju prezydent Xi Jinping złożył wizytę we Francji. Jesteśmy ze sobą zbyt mocno powiązani, żeby sobie pozwolić na szybkie zerwanie – decoupling. Przy czym w relacjach UE–Chiny jest dokładnie tak, jak to zdefiniowano w opublikowanej przed rokiem niemieckiej strategii wobec Chin (gdzie jest nasza?!): Chiny to dla nas zarazem partner, konkurent i systemowy rywal. Przy czym z danych Eurostatu wynika, że nadal 43 proc. Europejczyków, głównie zachodnich, traktuje Chińczyków jako partnerów, natomiast 24 proc., głównie w naszym rejonie, począwszy do Polski i państw bałtyckich, uważa ich za rywali.

Tymczasem w relacjach UE–Chiny od czasu pandemii i rosyjskiej agresji pojawia się coraz więcej barier i problemów. Różnej natury. Ostatnio są to cła na chińskie samochody elektryczne, od 17,4 proc. dla największego producenta, firmy BYD, do 38,1 proc. dla największego dostawcy, firmy SAIC. Sprawa jest na tyle poważna, szczególnie dla niemieckiego przemysłu samochodowego, dla którego dotychczas rynek chiński stanowił eldorado, że dosłownie w tym samym dniu, gdy polska para prezydencka docierała do Chin, w Pekinie prowadził trudne rozmowy wicekanclerz i minister gospodarki Robert Habeck.

Czytaj więcej

Wojna celna UE z Chinami? Są cła na elektryki z Chin. Na liście partner Izery

Jest to o tyle ważne, że dosłownie dzień wcześniej w Warszawie przebywał szef firmy Geely (m.in. właściciela Volvo) Daniel Donghui Li. Chodzi o dalsze losy planowanej fabryki Izery. Jednak na ten temat w komunikatach z wizyty prezydenta Dudy nic nie było (choć można zakładać, że i o tym rozmawiano).

Wymiar geostrategiczny: Putin w Chinach jest fetowany, a w Polsce z lotniska wyszedłby w kajdankach

Izera, podobnie jak Małaszewicze czy chińska działka (firmy GCT) przy porcie w Gdyni, przenosi nas na trzeci, geostrategiczny wymiar wizyty Andrzeja Dudy w Chinach. Tu pojawia się kluczowe pytanie: czy da się utrzymywać normalne relacje z Państwem Środka, jeśli jesteśmy kluczowym ogniwem na wschodniej flance NATO i ważnym sojusznikiem USA? Tym bardziej że oba mocarstwa są teraz w coraz większym zwarciu (nie tylko o Tajwan czy wokół Filipin i na Morzu Południowochińskim, lecz przede wszystkim o najnowocześniejsze technologie, począwszy od półprzewodników i sztucznej inteligencji, a na wyścigu w kosmosie kończąc).

Jest więcej niż pewne, co sugeruję nawet w chińskich mediach, że dopóki trwa wojna na obszarach Ukrainy, w naszych relacjach z Chinami nie będzie utrzymana formuła „business as usual”. Przecież Władimir Putin jest fetowany w Chinach jako ważny gość, co w maju widzieliśmy ponownie, a gdyby przyleciał do nas, to przecież na mocy orzeczeń międzynarodowych trybunałów mógłby wyjść z lotniska… w kajdankach. Ponadto Amerykanie, co zrozumiałe, bardzo uważnie patrzą na ręce swym partnerom, co robią w relacjach nie tylko z Rosją, ale też z Chinami, zdefiniowanymi przez nich jako „strategiczny rywal”. Tyle tylko, że interesy amerykańskie są globalne, a nasze – rodzime. To, jak dalej będą się rozwijały relacje z Chinami, zależy w nie mniejszym stopniu od woli władców Chin, którą teraz pokazali, ale też decydentów w Warszawie (wiceminister spraw zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski był w składzie delegacji jako przedstawiciel rządu). Szum medialny wokół tej wizyty, a jakże, z udziałem polityków zdaje się wskazywać, że nadal takiej woli ani wizji na horyzoncie nie widać.

Może warto wypracować wspólne stanowisko wobec Chin w ramach właśnie odnowionego Trójkąta Weimarskiego, oczywiście o ile to będzie możliwe po wyborach we Francji?

A naszych dwustronnych relacji nie można rozpatrywać, niestety, w izolacji. Pierwszy papierek lakmusowy już w nadchodzący weekend: a co będzie, jeśli w Paryżu nadejdzie rząd z nadania Marine Le Pen (nawet z prezydentem Macronem)? No i kwestia kluczowa, dla nas i dla świata oraz jak najbardziej władz w Pekinie – wybory w USA w listopadzie tego roku. Tymczasem ostatnio na łamach prestiżowego magazyn „Foreign Affairs” głos zabrali wysocy rangą przedstawiciele poprzedniej administracji Donalda Trumpa: Tom Gallagher, Matt Pottinger i Rober C. O’Brien. Gdyby Trump wrócił, oni też wrócą. A z ich enuncjacji wniosek jest jasny: głównym przeciwnikiem i rywalem USA są Chiny, idziemy tam, by ich powstrzymywać. A co wtedy z naszym regionem?

Polsko, skrusz mentalne kajdany…

Dlatego powinniśmy uważnie się przyglądać, co w relacjach z Chinami robią nie tylko Amerykanie, ale przede wszystkim Europejczycy, począwszy od Niemców i Francuzów, o specyficznych teraz Węgrach nie wspominając. To tu leżą bowiem nasz interesy gospodarcze i handlowe, choć niekoniecznie bezpieczeństwa. Może warto wypracować wspólne stanowisko wobec Chin w ramach właśnie odnowionego Trójkąta Weimarskiego, oczywiście, o ile to będzie możliwe po wyborach we Francji?

Albowiem Chińczycy, cywilizacja wybitnie kontekstowa, dali nam wyrazisty sygnał: na oficjalnej ceremonii powitania prezydenta Dudy orkiestra wojskowa grała… „Warszawiankę”. A tam przecież słowa: „Oto dziś dzień krwi i chwały, oby dniem wskrzeszania był… Powstań, Polsko, skrusz kajdany…”. Czy, za ich sugestią, wyrwiemy się z okowów i zdobędziemy na samodzielne, strategiczne myślenie oparte na naszych interesach? Oby! Ale wtedy trzeba zrozumieć, że ten świat jest już inny, niż był przed pandemią i rosyjską agresją – a powrotu do poprzedniego stanu już nie ma. Tymczasem, czy się to nam podoba, czy (najczęściej) nie, ten nowy krajobraz trzeba będzie rysować z Chinami – z nimi albo przeciwko nim. Trzeba tylko wyjątkowo dobrze skalkulować, która opcja jest dla nas bardziej opłacalna.

Autor

Profesor Bogdan Góralczyk

Politolog i sinolog, ostatnio wraz z prof. Marcinem Jacobym i red. Tomaszem Sajewiczem wydali tom „Nowa gra w Chińczyka”

Wyjątkowo długi jak na wizytę oficjalną pobyt naszej pary prezydenckiej w Chinach wzbudził u nas równie wyjątkowe emocje. W mediach, szczególnie tych społecznościowych, pojawiła się cała paleta poglądów na ten temat, przenosząc przy okazji nasze wewnętrzne konflikty i ideologiczne spory na partnerów. Mówiąc krótko: doszło do kolejnej odsłony wojny polsko-polskiej, tym razem z Chinami w tle.

Dlaczego wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Chinach wywołała w Polsce tak duże emocje?

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację