Pieniądze z KPO były negocjowane przez rząd PiS, dla którego rachunek ekonomiczny i rzeczywiste potrzeby kraju nieraz przegrywały z wizjami i potrzebami rządzącej partii, ukierunkowanymi na propagandę i efekt PR. Tak było w przypadku CPK, przekopu Mierzei Wiślanej czy budowy elektrycznego auta Izera. Towarzyszyła temu rozrzutność jak choćby ponad miliard złotych utopionych w węglową elektrownię Ostrołęka. Tym bardziej że można wysnuć wniosek, że skoro rząd PiS wdał się w awanturę z Brukselą i tak łatwo poświęcił KPO na ołtarzu swoich interesów w sądownictwie, to nie uważał programu za dość ważny. A skoro tak, nie mamy gwarancji, że wszystko było przemyślane i odpowiada realnym potrzebom. Tyle sugeruje logika.
Czytaj więcej
Rząd Donalda Tuska chce zmienić KPO, żeby zdążyć wydać pieniądze do końca 2026 roku. Dobrze uzasadniony wniosek powinien zyskać przychylność Komisji Europejskiej.
Minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz zapowiedziała właśnie, że w lutym resort przygotuje rewizję KPO. Jednym z projektów, nad których porzuceniem zastanawia się rząd, jest „polska” Izera. Piszę w cudzysłowiu, bo zaprojektowane przez Włochów i robione na chińskiej platformie auto za pieniądze z KPO z polską myślą techniczną niewiele miałoby wspólnego, a jego los na rynku nasyconym masową produkcją światowych koncernów nie rysuje się w różowych barwach. Na razie zresztą wiele się nie zdziałano poza wykarczowaniem lasu pod fabrykę w Jaworznie. Zamiast trwonić pieniądze na chore ambicje, lepiej już przeznaczyć je na rozwój systemu ładowania aut, budowę sieci energetycznych, a najlepiej na przyspieszenie wymiany kopciuchów (krajowe pieniądze na czyste powietrze właśnie się skończyły). Środki nie powinny też płynąć tam, gdzie nie ma problemu z pozyskaniem tanich kredytów w bankach.
Jeśli uda się przekonać Brukselę do zmian, decyzje w Polsce muszą zapaść szybko. Czasu na wykorzystanie pieniędzy, by nie przepadły, zostało niewiele.