Po polskiej stronie leżą przyczyny oraz większość konsekwencji ekonomicznych trudności na granicy z Ukrainą i Słowacją – strajk transportowców blokujących ruch powoduje już kilkudobowe oczekiwanie, a przed świętami i końcem roku ruch ciężarówek przecież rośnie.
W przypadku Słowacji regiony przygraniczne Polski utraciły dziesiątki tysięcy klientów przywykłych do codziennych zakupów rosnących w tym czasie. Ruch pracowniczy lub transport towarowy też uległ opóźnieniom, zwiększając koszty i tracąc konkurencyjność z powodu zamknięcia wielu przejazdów granicznych przez Polskę. Jak zawsze „Warszawa wie lepiej”, ale problem pozostaje i kosztuje małe firmy, sklepy czy zakłady usługowe oraz zwykłych ludzi utratę dochodów i tak trudnych w regionach peryferyjnych.
Brak porozumienia z Niemcami i Słowacją w sprawach kontroli granic (a miała powstać grupa robocza także z udziałem Czech – gdzie efekty?) i postępowania z migrantami kosztują nas coraz więcej.
Trzeba zaznaczyć, że podobne problemy mają pogranicza słowacko-czeskie i czesko-niemieckie lub austriackie, gdzie rządy są pod presją eurofobicznych i nacjonalistycznych formacji. Brak porozumienia Polski z Ukrainą w sprawie ruchu towarowego to znaczny koszt dla nas, ale też dla Ukrainy i bez tego przeżywającej katastrofę gospodarczą.
Nowy rząd odziedziczy więc wielką listę spraw, które ministrowie spraw wewnętrznych i infrastruktury wraz z resortem spraw zagranicznych muszą pilnie rozwiązać na pograniczu. Oby tym razem także w porozumieniu z Komisją Europejską i Frontexem... ∑