Prof. Stanisław Gomułka ma wizję pożądanej zmiany polityki makroekonomicznej - w dłuższej perspektywie czasowej. Przedstawia ją w tekście pt. „Jak przejść od aktywnej do neutralnej polityki fiskalnej” (Rzeczpospolita, 13 grudnia 2022).
Oczywiście, w dłuższej perspektywie wszyscy będziemy martwi. Dlatego zamiast nadmiernie frasować się odległą przyszłością (według Stanisław Gomułki obejmującą lata 2033-2050) warto rozważyć niektóre odnoszące się do teraźniejszości założenia i obserwacje przez niego poczynione.
Finanse publiczne: tylko bez paniki!
Stanisław Gomułka wywodzi potrzebę radykalnej zmiany m.in. z własnej („autorskiej”) interpretacji wskaźników makroekonomicznych. Nie bardzo rozumiem jak owe wskaźniki się mają do kształtu polityki makroekonomicznej. Uważam ponadto, że jego interpretacje owych wskaźników są raczej tendencyjne – a przez to mylące. Przykładowo, ubolewa on z powodu tego, że „mimo tak wysokiej [obecnie] inflacji dług [publiczny] znalazł się blisko 60 proc. nominalnego PKB”. Jednak faktycznie znalazł się on blisko 50 proc. PKB (ok. 51,7 proc.). Warto tu dodać, że (1) jest on dużo niższy od przewidywanego długu dla strefy euro (93,7 proc. wg. AMECO); (2) jest on wciąż niższy od długu publicznego Polski w latach 2010-2019 (gdy wynosił on średnio 52,3 proc).
Stanisław Gomułka ubolewa nad tym, że „niezmiennie [od 1991 r.] wynik sektora finansów publicznych był zawsze deficytem” w związku z czym „Polska jeszcze przez wiele lat nie będzie spełniać kryteriów warunkujących wejście do strefy euro (…) co oznacza brak korzyści z tego członkostwa, takich jak choćby niższe oprocentowanie długu publicznego”. Otóż Polska jest w dobrym towarzystwie, m.in. Francji, Włoch, Portugalii, Słowacji i Słowenii: krajów z permanentnym deficytem finansów publicznych. Wiele innych krajów strefy euro okazyjnie otarło się o równowagę finansów publicznych – drogo za to płacąc wolniejszym wzrostem gospodarczym i prawdziwie głębokimi deficytami w latach następujących po incydentalnej eliminacji deficytu. Nie wdając się w rozważania o korzyściach (domniemanych, w mojej opinii) członkostwa w strefie euro pragnę zauważyć, że wcale nie gwarantuje ono szczególnie niskiego oprocentowania długu publicznego. Średnie oprocentowanie tego długu (obligacji dziesięcioletnich) w latach 2013-2019 wynosiło w Polsce 3,2 proc. – wobec 3 proc. dla Portugalii, 2,4 proc. dla Włoch, 2 proc. dla Hiszpanii i Słowenii i 6,8 proc. dla Grecji (1,4 proc. średnio dla całej strefy euro).
Na tym nie koniec. Stanisław Gomułka boleje też nad „drastycznym wzrostem … rentowności polskich skarbowych papierów wartościowych… podwyższając koszt obsługi polskiego długu z ok. 1 proc. PKB do 3-5 proc. w najbliższych latach”. Według moich szacunków koszt ten nie przekroczy 3 proc. PKB (w latach 2023-2024). Wcale resztą nie zwiastuje to jakąś niebywałą katastrofę. Z uwagi na to, że dług krótkookresowy jest dość minimalny, kalkuluję, że faktyczny koszt obsługi długu nie będzie się zwiększał w relacji do PKB – nawet, gdyby rentowność nowo emitowanych obligacji utrzymywała się na dość wysokim poziomie (co wcale nie jest jeszcze pewne).