Pewien znany minister, powołując się na bliżej niesprecyzowanych ekspertów, ujawnił kilka przerażających, skrzętnie ukrywanych przed ludźmi prawd na temat KPO. Dowiedzieliśmy się, że nie jest to żadna dotacja, ale „bardzo drogi kredyt”. Tak drogi, że należy go zaliczyć do kategorii pożyczek lichwiarskich, których to pożyczek polskie prawo surowo zabrania. Wspomniani powyżej eksperci obliczyli, że z tytułu tego drogiego kredytu Polacy będą musieli wpłacić do budżetu Unii Europejskiej (w formie podwyższonej składki i nowych unijnych podatków) kwotę co najmniej 300 mld zł. To rzeczywiście horror, bo w ramach KPO polski rząd pragnąłby uzyskać na początek 35 mld euro, czyli 160 mld zł. A oddać mamy podobno ponad 300… rozbój na białej drodze!
Wszystko to wygląda tak strasznie i ponuro, że muszę chyba kilka spraw wyjaśnić.
Po pierwsze, unijny Fundusz Odbudowy stworzony został jako odpowiedź na nadzwyczajne wyzwania gospodarcze stworzone przez pandemię, a obecnie pogłębione przez wojnę. Wobec nakładających się problemów recesji, inflacji i utraty konkurencyjności przez firmy europejskie, zaplanowano ogromny pakiet inwestycyjny w łącznej wysokości 750 mld euro, z czego Polska może uzyskać ok. 8–9 procent. To nie są pieniądze na przejedzenie, ale na inwestycje, więc dadzą wyższy PKB, pozwalający na spłatę kredytu.
Po drugie, Unia pozyskuje pieniądze na ten fundusz, sprzedając obligacje (minister ma rację, tak czy owak to kredyt). Jest to jednak kredyt wyjątkowo tani, bo oprocentowany na poziomie mniej więcej takim, jak obligacje Niemiec (w ciągu ostatnich 25 lat Niemcy, pożyczając pieniądze, płacili inwestorom 2 proc. odsetek, podczas gdy Polska płaciła 6 proc.). A odsetki są tak niskie, dziś znacznie niższe od inflacji, bo gwarantem spłaty są wszystkie kraje Unii, w tym również (a z punktu widzenie inwestorów przede wszystkim) Niemcy.
Po trzecie, Polska również gwarantuje spłatę tego kredytu i w ten czy inny sposób będzie się musiała na to złożyć. Ponieważ jest to jednak wspólna gwarancja, więc Polska będzie obciążona spłatą proporcjonalnie do swojego PKB (wszelkie składki w Unii płaci się proporcjonalnie do swojego PKB, podczas gdy pieniądze są dzielone według potrzeb, a więc trafia ich do nas znacznie więcej). Dziś nasz PKB to tylko 4 proc. całego PKB Unii, więc tylko w tym stopniu będziemy faktycznie obciążeni spłatą, a kwota 300 mld spłat za 160 mld kredytu dla Polski to oczywiście bzdura.