Popyt na winnych...
W społeczeństwach demokratycznych, a nawet zachowujących pozory demokracji, większa rola państwa nieuchronnie wiąże się z postulatami większej transparentności procesów, w które państwo ingeruje, i możliwością oceny przez opinię publiczną błędów, nadużyć, zaniedbań. Takie oceny często stają się orężem w walce politycznej.
Gdy wybuchają afery i skandale, najczęściej to menedżerowie i przywódcy jako pierwsi znajdują się pod ostrzałem opinii publicznej. Potrzeba wskazania winnych jest stara jak świat. Tymi winnymi często stają się właśnie menedżerowie – przedstawieni jako chciwi, samolubni, egoistyczni, kierowani rządzą zysku bez oglądania się za siebie ani rozglądania wokół siebie.
Szukanie i szybkie wskazywanie winnych jest współcześnie wzmocnione przez umasowienie i natychmiastowy dostęp do informacji. Krótka i prosta forma dyskusji publicznej w przestrzeni tabloidyzujących się mediów nie sprzyja pogłębionej analizie. W „bańkach informacyjnych" oceny są jednoznaczne: zamknięci w nich piętnujemy albo wynosimy na piedestał naszych liderów. Nie ma miejsca i czasu na pokazywanie tego, co ludzkie i powszechne: odcieni ludzkich charakterów, a także złożoności i nierzadko dramatyzmu podejmowanych decyzji.
W sytuacji kryzysów potrzebni są winni: konkretne osoby o imieniu i nazwisku. Nie zwracamy wówczas uwagi na to, że sytuacje trudne, w tym tzw. afery czy skandale, są zwykle wielowątkowe, zagmatwane i nie ma w nich jednoznacznych czarnych i białych charakterów. Menedżerowie dobrze jednak pasują do roli „kozłów ofiarnych". Łatwiej wskazać konkretnego „złego" i „winnego" lidera, niż przyznać, że współtworzymy dysfunkcyjny system.
XXVII edycja rankingu Lista 500
Gala rozdania nagród już 14 maja podczas Impact'25
Dowiedz się więcej
Zjawisko to jest powszechne. Co dzień słyszymy nie tylko sztampowe utyskiwania na kryzys przywództwa, ale też nawoływania do dymisji rozmaitych liderów: od głów państw i członków rządów, poprzez urzędników, kierowników, dyrektorów, prezesów, aż do trenerów w klubach sportowych. Tak można najszybciej zyskać poczucie, że reagujemy na kryzys, a problem został rozwiązany. To jednak oczywista iluzja. Świadczy o tym coraz szybsza rotacja na wysokich stanowiskach zarówno w polityce, jak i w biznesie oraz w innych organizacjach.
...oraz regulacje...
Drugim powszechnie pożądanym remedium na kryzysy jest „lepsze" prawne uregulowanie problematycznego obszaru: zwiększyć nadzór, zacieśnić reguły działalności, zapisać obowiązujące zasady i procedury. To wołanie o regulację to nieodłączny element, zaraz po osobistej menedżerskiej odpowiedzialności, reakcji na kryzys, czy to w skali państwa czy przedsiębiorstwa. Skoro liderzy zawodzą, trzeba „dokręcić śrubę", doregulować ich przestrzeń działania i żądać większej przejrzystości, abyśmy mogli „patrzeć im na ręce".