Spojrzeć w nie i dopiero wtedy zacząć musztrowanie. Największym „olewaczem" serwowanych przepisów są bowiem... oni sami.
Wystarczy przypomnieć podział kraju na strefy „żółte" i „czerwone". W zależności od liczby nowych zachorowań na ich obszarach miały obowiązywać różne obostrzenia. Na początku listopada Polska była cała „czerwona" i ogłoszono kompleksowy plan nakazów i zakazów. Takich jak m.in. zamknięcie hoteli, kin, ograniczenie liczby klientów w sklepach. Działania rządu, o co wielokrotnie zabiegał biznes, miały być wreszcie przewidywalne. Jeśli np. średnia dzienna liczba zachorowań z siedmiu dni przekroczyłaby 27 000, to powinna obowiązywać strefa czerwona wraz z narodową kwarantanną. Gdyby jednak średnia spadła poniżej 9400, to Polska powinna być strefą żółtą. Dla przedsiębiorców te reguły miały być podstawą planowania działalności.