Myśli pan, że po pandemii naszej eksportowej lokomotywie, jak niektórzy nazywają polskie meblarstwo, wystarczy pary na utrzymanie w świecie mocnej pozycji?
Po kilkunastu miesiącach pandemii przekonaliśmy się, że przemysł meblowy, w którym wielu pokłada takie nadzieje, jest raczej kolosem na glinianych nogach. Ponad 40 mld zł uzyskiwane rocznie z eksportu robi wrażenie, ale tylko niewielka grupa rodzimych firm była dotąd w stanie stworzyć i utrzymać własny rynek. Covidowy kryzys obnażył wszystkie słabości polskich meblarzy: rozdrobnienie sektora, które nie pozwala skutecznie bić się spółkom o wyższe ceny wyrobów na Zachodzie, uzależnienie od zagranicznych pośredników w handlu, dyktat cenowy koncernów, które zmonopolizowały w kraju dostawy materiałów do produkcji – od pianki, tkanin, szkła, papieru na opakowania po płyty meblowe i drewno – wreszcie brak skutecznego wsparcia w gospodarczej polityce państwa, które powinno wzmacniać konkurencyjność rodzimej branży na globalnych rynkach.