Najważniejsze pytanie, które zadał P. Dobrowolski („Mniejsza luka, sprawne państwo" – „Rzeczpospolita" z 13 lipca 2017 r.), dotyczy ekonomicznej treści przestępstw podatkowych. Gdy zrozumiemy i poznamy istotę tego zjawiska, możemy określić makroekonomiczne skutki ich eliminacji. Zgadzam się z autorem, że dopiero zaczynamy badania tego tematu. Natomiast kolejne raporty na temat „luki podatkowej", które ochoczo publikują firmy specjalizujące się w obsłudze ucieczki od podatków, nie zawsze są wiarygodne. Z wielu dość oczywistych powodów. Przykładowo, trudno uwierzyć w nagłą metamorfozę liderów biznesu podatkowego, którzy jeszcze niedawno zaprzeczali istnieniu tu jakichkolwiek patologii i do dziś najwięcej zarabiają właśnie na owej „luce", a zwłaszcza w ich zadziwiającą troskę o interes publiczny. Patologiami systemów podatkowych zajmuję się nie od dziś, obserwując z bliska (na ile to możliwe) spory podatkowe i anomalie tworzenia prawa podatkowego; piszę o tym od lat, zresztą wzbudzając również wściekłe ataki obrońców status quo. Powiem więc, jak widzę istotę ekonomiczną zjawiska nazywanego dość dwuznacznie „luką podatkową".
Demoralizacja i niszczenie rynku
Nazwijmy najpierw to, co jest przedmiotem analizy. Jest to różnica między oszacowaną, potencjalną wartością dochodów budżetu państwa, gdyby:
- nie było celowo tworzonych luk w przepisach, które pozwalają na niepłacenie podatków lub uzyskiwanie zwrotów,
- nie tolerowano „transakcji optymalizacyjnych" skutkujących utratą dochodów budżetowych,
- 95 proc. realnie istniejących podatników regulowałoby podatki zgodnie z prawem,