Burza wokół wypowiedzi nowego ambasadora RP w Republice Czeskiej, udzielonej zaledwie 17 dni po wręczeniu listów uwierzytelniających prezydentowi Milošowi Zemanowi, jest wynikiem kosmicznego nieporozumienia.
Z jednej strony dziwne, że ambasador RP nie udziela tej wypowiedzi czeskiemu portalowi lub gazecie, prezentując siebie w nowej roli (jest dobrze znany w Czechach ), swoje opinie i zamiary dotyczące wykonywania misji dyplomatycznej. Jest to ważne dlatego, że misja poprzedniej ambasadorki skończyła się katastrofą z udziałem prokuratora w kraju, zaś niedawne listy Ambasady RP w sprawie ograniczenia praw do aborcji dla Polek w Czechach też do rozsądnych nie należały.
Z drugiej strony – nawet zakładając, że była to spontaniczna i swoboda wypowiedź – trudno mi sobie wyobrazić, że tak doświadczony w działaniu publicznym urzędnik i działacz wypowiada się bez żadnych uzgodnień z tzw. centralą.
Tu bym dopatrywał sedna problemu dotyczącego Turowa: ambasador Jasiński winę za spór i całą awanturę sprowadza do działań i zaniechań „dyrektora technicznego kopalni" oraz całej jej dyrekcji oraz „dyrekcji Grupy PGE". To one miały problem rozwiązać z czeskimi sąsiadami tak, jak by to zrobili, gdyby „rolnikowi pod Bełchatowem wyschła woda".
Niestety, w tym ambasador Jasiński się bardzo myli: ani kierownictwo kopalni, ani grupy PGE nie mogło podjąć żadnych zobowiązań ani przekazywać funduszy na rzecz czeskich samorządów czy osób fizycznych bez stosownego porozumienia międzyrządowego i regulacji okołokoncesyjnych.