Podatkowy Polski Ład w ubiegłym tygodniu został uchwalony przez Sejm. Przeszedł większością głosów PiS, a większość poprawek również pochodziła tylko z kręgów ZP. Autorzy zmian podatkowych jednak wciąż nie zaproponowali ani jednego korzystnego rozwiązania dla przedsiębiorców rozliczających się podatkiem liniowym. Czemu ten rząd tak nie lubi liniowców?
Więcej dysproporcji
W ostatnim czasie doszło do modyfikacji zaproponowanych pierwotnie rozwiązań podatkowych. I tak, składka zdrowotna dla przedsiębiorców zostanie podwyższona, ale będzie wciąż obliczana w wysokości 4,9 proc. od uzyskiwanego dochodu (a nie jak pierwotnie zapowiadano 9 proc.), działalność gospodarcza rozliczająca się na skali podatkowej otrzyma, postulowaną przez ostatnie miesiące przez Porozumienie, ulgę dla klasy średniej. Natomiast rodziny z czwórką dzieci przy odpowiednich dochodach nie zapłacą już niedługo ani złotówki podatku dochodowego. Zmiany te należy oczywiście ocenić pozytywnie, zwłaszcza że są one od dawna postulowane przez liczne środowiska. W zasadzie od tego trzeba było zacząć. Co ciekawe jednak, większość z korekt w znaczny sposób poprawia sytuację osób rozliczających się na dotychczas obowiązujących zasadach, a w przypadku tzw. liniowców ich sytuacja wciąż ulega pogorszeniu poprzez wprowadzenie procentowej składki zdrowotnej i brak innych ulg. Tym samym zwiększają się dysproporcje pomiędzy korzystnymi rozwiązaniami dla większości podatników a niekorzystnymi dla przedsiębiorców na podatku liniowym.
Najprawdopodobniej zatem od przyszłego roku nie zapłacą w naszym kraju podatku m.in. bezrobotni (tradycyjnie), młodzi do 26. roku życia, emeryci do kwoty 2500 zł miesięcznie, rodziny z co najmniej czwórką dzieci, zarabiający minimalne wynagrodzenie za pracę i pracujący w szarej strefie (też tradycyjnie). Dlaczego wspominam o szarej strefie? Ponieważ z każdą kolejną kategorią zakwalifikowaną do zwolnienia pojawiać się będą tacy, którzy na siłę będą chcieli wpasować się w te kryteria. I tak, jeśli dajemy jakieś preferencje do określonej kwoty zarobków, to będą tacy, którzy zrobią wszystko, ażeby tej granicy nie przekroczyć. To bardzo niemoralne, ale niestety często spotykane.
Ale wracając do tych kategorii osób, które podatku nie zapłacą w ogóle. Jeśli kolejne grupy społeczeństwa zwalniamy z kolejnych obciążeń (choć zapłacą oni nową, znacznie wyższą składkę zdrowotną, więc korzyść jest tu połowiczna), to powstaje oczywiste pytanie: dlaczego rząd postanowił za wszystkie te korzystne zmiany obciążyć jedną grupę społeczną, czyli przedsiębiorców na podatku liniowym? Czy to oznacza nieformalną likwidację tego podatku w naszym kraju?
Zasadność wprowadzenia i utrzymania podatku liniowego jest zagadnieniem złożonym. Podatek liniowy, co do zasady, ma w swej istocie stanowić bodziec rozwojowy, dający wyższy wzrost PKB, co z kolei w dłuższej perspektywie ma się przełożyć na większe wpływy do budżetu, nawet przy procentowo niższej stawce podatku. W realiach polskich miał się też przyczynić do zmniejszenia dystansu do zamożnych państw Europy Zachodniej. Jednak istnieją również poglądy odmienne, wskazujące na wyższość podatku progresywnego, choć jest on charakterystyczny dla gospodarek rozwiniętych, gdzie podatek liniowy nie daje już tak silnych bodźców rozwojowych jak w przypadku krajów rozwijających się. Z punktu widzenia budżetu państwa na pewno dużo bardziej korzystny jest podatek progresywny, ale przez wielu jest on odbierany jako swoista „kara" za lepsze zarobki. To może skutecznie obniżać produktywność i pracę przez osoby płacące wyższe stawki podatku dochodowego.