Przylatujących do Kopenhagi na konferencję klimatyczną COP15 witają plakaty Greenpeace: postarzały Donald Tusk przeprasza, że nic nie zrobił dla zatrzymania zmian klimatu, obok premierzy Hiszpanii, Danii.
Greenpeace obawiał się, że konferencja klimatyczna ONZ w Kopenhadze (COP15) zakończy się porażką, czyli pustymi deklaracjami polityków, które nie przyniosą żadnych zobowiązań. Po kilkunastu dniach rozmów stało się jasne, że ekolodzy mieli rację.
[b]Oblężenie[/b]
Rozpoczęcie konferencji 7 grudnia odbywało się w optymistycznych nastrojach – setki dziennikarzy, ekologów i przedstawicieli państw stali w kolejkach, byle tylko się dostać do centrum obrad. Szczyt nabrał nagle znaczenia, gdy się okazało, że sam prezydent Stanów Zjednoczonych wesprze rozmowy wysokiego szczebla.
Choć w Bella Center, gdzie odbywały się obrady COP15, mieści się 18 tys. osób, ONZ zanotowało 34 tys. akredytacji, pod koniec konferencji liczba ta wzrosła do 45 tys. Wtedy już ekolodzy dostali zakaz wstępu do centrum, a pokojowe do tej pory manifestacje przerodziły się w ataki na delegatów.