Złoty umacnia się od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej i na horyzoncie nie widać czynników, które mogłyby zmienić obecny trend. Nawet ekonomiści wcześniej dość sceptyczni wobec naszej waluty zmienili zdanie i liczą na dalszy spadek ceny euro w długim okresie. Zastrzegają jednak, że do zmian trendów na rynku walutowym dochodzi zawsze gwałtownie i prognozowanie kursów to jak wróżenie ze szklanej kuli.
Siła złotego ma oczywiście swoje konsekwencje. Tradycyjnie już, czemu nie można się dziwić, narzekają eksporterzy, zwłaszcza ci najmniejsi, których nie stać na drogie zabezpieczenia. Smucą się krajowi producenci, obawiając się taniego jak nigdy (co cieszy innych) importu.
Mocny złoty na pewno nie martwi spłacających raty od kredytów denominowanych w walutach obcych. Gdyby nie obecna kondycja naszej waluty, inflacja wzrosłaby pewnie ponad 5 proc., a koszty obsługi długu byłyby wyższe. Ale to także przez zmiany kursu Narodowy Bank Polski zanotował w ubiegłym roku ośmiomiliardową stratę.
Siła złotego sprawia, że niektórzy przedsiębiorcy przenoszą produkcję z Polski tam, gdzie jest taniej, co może negatywnie wpłynąć na tempo wzrostu PKB. Jednocześnie bez odpowiedzi pozostaje pytanie, kiedy w strefie euro będzie Polska. Rząd zasłania się zawirowaniami na rynkach i odkłada ten temat. Żeby tylko nie okazało się, że kiedy już zdecyduje się na euro, kurs wymiany będzie jeszcze niższy niż dziś.