Problem polega na tym, że giełda w Budapeszcie (BSE) została przekształcona w 2002 r. w spółkę akcyjną bez jakichkolwiek zabezpieczeń przed wrogim przejęciem. Nawet członkowie giełdy nie byli zmuszeni do długoterminowego trzymania akcji. W rezultacie grupa inwestorów finansowych mogła łatwo i szybko kupić większość udziałów w BSE od działających na Węgrzech brokerów, którzy po ataku terrorystycznym z 11 września 2001 roku i końcu hossy internetowej nie widzieli świetlanej przyszłości dla ich rynku. Wtedy w celu ustabilizowania akcjonariatu i stworzenia długoterminowej strategii dla węgierskiej giełdy najbardziej aktywny na giełdzie budapeszteńskiej bank HVB Bank Węgry zorganizował wraz z Erste Bankiem i Raiffeisen Bankiem konsorcjum. Do jego składu zaproszona została również Wiener Börse i Österreichische Kontrollbank, które nabyły akcje od inwestorów finansowych.
Wówczas wszystko wydawało się bezpieczne?
W tamtym momencie było to najlepsze rozwiązanie dla węgierskiej giełdy. Akcje były w posiadaniu największych brokerów, banków powierniczych oraz firm asset management w Budapeszcie. Natomiast we współpracy z Wiedniem rozpoczynaliśmy pracę nad budową zintegrowanego systemu giełd Europy Środkowej i Wschodniej, który byłby do zaakceptowania również przez Pragę i Warszawę.
Problem wystąpił po zmianach w zarządzie austriackiej giełdy, po których całkowicie zmieniło się podejście wiedeńczyków do innych giełd narodowych. Od tego czasu Austriacy koncentrują się jedynie na wrogim podporządkowaniu wszystkiego interesom swojego rynku poprzez osłabianie swoich rywali. Częścią tego procesu były agresywne oferty kupna udziałów w giełdach w Lublanie i właśnie w Budapeszcie. Z tych powodów niestety na razie nie widzę żadnych korzyści z bycia w jednej grupie z wiedeńskim parkietem, wręcz przeciwnie.
Czy pańskim zdaniem większe zyski dałoby na przykład powiązanie giełdy węgierskiej z polską?
Gdyby zrobić to na uczciwych zasadach, mogłoby to przynieść korzyści obu rynkom, bo taki alians stworzyłby większy rynek dla wszystkich pośredników, inwestorów i emitentów. Stanowczo sprzeciwiam się natomiast sytuacji, gdy jeden rynek kupuje drugi, bo to tworzy wartość tylko dla tej giełdy, która przejmuje. Z tego powodu uważam, że środkowoeuropejskie parkiety mogą albo wspólnie działać w celu stworzenia modelu korzystnego dla wszystkich, albo prowadzić jednostronną strategię, tak jak to robią Wiedeń i Warszawa. Ale ona nie prowadzi do niczego i jest powodem czynnego oporu ze strony lokalnych uczestników rynku i polityków.