Celina Sokołowska, sołtys Więziny, wskazuje na zachód, skąd znad zarośniętych gęsto wierzbiną i chwastami pagórków podrywają się stada łabędzi i kaczek. To tam znajduje się największe zagrożenie dla wioski – jezioro Drużno.
– Lustro jeziora jest wyżej niż nasze domy. Wiatr piętrzy wodę, ona napiera na wały, a wały słabe, bo od lat państwo nie daje pieniędzy na ich właściwe utrzymanie. Boimy się tego wiatru. Kiedy są deszcze i sztormy na Bałtyku, chodzimy nocą z pochodniami, sprawdzamy stan wody w kanałach i jeziorze. Wiemy, że kiedyś wały puszczą i jezioro runie na Żuławy – opowiada.
To się już kiedyś zdarzyło. 120 lat temu wczesną wiosną przez 80 dni padał śnieg, potem przyszła gwałtowna odwilż. Silny wiatr z północy spowodował zjawisko cofki – Bałtyk wtargnął do pełnych już kanałów i rzek Żuław.
W ciągu kilku godzin poziom wody skoczył trzy metry. Woda wyrwała 150 metrów wałów. Zalane zostały całe Żuławy Elbląskie: 48 tysięcy hektarów urodzajnych pól, wsie, miasta Malbork i Elbląg. Odwadnianie terenu trwało do jesieni. Straty gospodarcze oszacowano na 30 mln marek, czyli tyle, ile miał kosztować długo odwlekany przekop Wisły w okolicach Świbna.
Z kataklizmu władze pruskie wyciągnęły właściwe wnioski – nie szczędziły pieniędzy na przekop, wzmocnienie i ulepszenie ochrony przeciwpowodziowej Żuław. Powstał jeden z najbezpieczniejszych systemów na świecie, chroniący ogromne obszary przez wieki ukształtowane ludzką pracą i pomysłowością.