Kanadyjski koncern telekomunikacyjny Nortel jeszcze w 2000 r. był wart ćwierć biliona dolarów, by dziewięć lat później upaść. Został zniszczony przez konkurentów, którzy za pomocą hakerów wyciągnęli z niego tajemnice technologiczne i biznesowe, by zaraz potem zaoferować konsumentom podobne, tylko tańsze produkty. Z takim „modelem biznesowym", w którym nie trzeba inwestować we własne kosztowne badania, patenty i prace rozwojowe, nikt nie ma szans.
Hakowanie Nortela było pierwszym szpiegostwem cybernetycznym na masową skalę na świecie, które wyszło na jaw. Od tamtego czasu zjawisko to przybrało wręcz nieprawdopodobną skalę, a wiele firm i całych państw traktuje takie działania jako sposób na wyrównanie szans w gospodarczym (czy militarnym) wyścigu. W wyścigu – ostatnio także szczepionkowym, bo on też wywołał falę cyberataków na koncerny farmaceutyczne. To bardzo intratna droga na skróty dla tych „biedniejszych". Dla okradanych konsekwencje gospodarcze są poważne. To utrata pozycji konkurencyjnej firm i całych krajów, a także oczywiście utrata miejsc pracy.
Oczywiście nie należy lekceważyć dokuczliwych „zwykłych" ataków w celu wymuszenia okupu, ale nie one są głównym problemem. Są nim dysponujące wsparciem państw całe grupy hakerskie. Nie dość, że są w praktyce bezkarne, to jeszcze mogą liczyć na nieograniczone wsparcie finansowe i technologiczne ze sztuczną inteligencją na czele. Wkrótce zaś zagrożeniem będą komputery kwantowe łamiące najbardziej wyrafinowane zabezpieczenia.
W tym kontekście szokujące jest lekceważenie problemu przez demokratyczny i rozwinięty gospodarczo Zachód. Nie podejmował on i dalej nie podejmuje skutecznych działań przeciw tym dość bezczelnym atakom z terenów innych państw. To nie tylko bezsilność, ale też geopolityczne interesy. W Ameryce do pewnego wzmożenia doszło dopiero niedawno, po policzku, jakim był udział rosyjskich hakerów w sianiu dezinformacji podczas poprzednich wyborów prezydenckich.
Temat okradania polskich firm z know-how jeszcze nie nabrał rozgłosu ze względu na poziom naszego rozwoju gospodarczego i wciąż skromnej liczby firm, które mają nęcące patenty i rozwiązania technologiczne. Ale i nas to czeka, o czym może świadczyć przykład cyberataku na CD Projekt. U nas podobnie jak w innych krajach wciąż nie docenia się zagrożenia. Słowo „haker" polskim politykom kojarzy się raczej ze zbieraniem na siebie haków. A w tym są naprawdę nieźli.