[b]RZ: Unia wprowadza cały pakiet działań związanych z ochroną klimatu. A w Polsce pojawiają się pytania o koszty. Nasza energetyka, by dostosować się do wymagań unijnych, musi zainwestować 100 mld euro do 2030 r. Zapłacą za to wszyscy odbiorcy, ale gospodarka może nie wytrzymać.[/b]
Andris Piebalgs: Polska energetyka wymaga naprawdę sporych inwestycji. Wiele elektrowni jest starych i niewydajnych i wszyscy za to płacą. Każda nowa będzie wydajniejsza i mniej będzie trzeba płacić za paliwo w niej spalane. Są odnawialne źródła energii, a Polska ma duży potencjał, jeśli chodzi o wykorzystanie biomasy. Inwestycje przyczynią się do tworzenia nowych miejsc pracy, a nie do ich likwidacji. Nie możemy oczekiwać od krajów będących dostawcami gazu i ropy naftowej, że będą utrzymywać na niskim poziomie ceny surowców. Dlatego najlepiej jest inwestować w wysoko wydajną produkcję energii. Pakiet energetyczno-klimatyczny przewiduje pewne warunki przejściowe dla Polski i innych krajów, dlatego skutki związane z aukcjami pozwoleń na emisje CO2 zostaną złagodzone.
[b]Ale trudno przekonać społeczeństwo do poparcia walki ze zmianami klimatu, informując, że musi w związku tym zapłacić o 70 czy 100 proc. wyższe rachunki za elektryczność.[/b]
Zmiany klimatyczne nie stanowią najpoważniejszego kosztu w ramach rachunku za prąd. Inwestycje mające na celu zwalczanie zmian klimatycznych pochłoną rocznie około 0,5 proc. globalnego PKB, a brak takich działań spowoduje koszt w wysokości 5 proc. Jeśli nastąpi globalny kryzys ekonomiczny z powodu zmian klimatycznych, to Polacy też ucierpią, tak jak inne narody. Nawet bez inwestycji w elektrownie koszty mogą wzrosnąć. Istotna jest też konkurencja.
[b]Czy nie obawia się pan, że część działających w krajach unijnych firm przemysłowych, chcąc uniknąć restrykcji związanych z ograniczeniem emisji zanieczyszczeń, po prostu przeniesie produkcję tam, gdzie ich nie będzie – na przykład do Chin czy Indii? [/b]