Nawet ponad 700 mld euro to jeszcze nie zbawienie

Podczas minionego weekendu Unia Europejska, wspólnie z MFW, ustanowiła wart ponad 700 mld euro program stabilizacyjny.

Publikacja: 11.05.2010 04:39

[srodtytul][link=http://blog.rp.pl/morawski/2010/05/11/nawet-ponad-700-mld-euro-to-jeszcze-nie-zbawienie/]skomentuj na blogu[/link][/srodtytul]

Jego celem jest obniżenie prawdopodobieństwa niewypłacalności niektórych państw. Czy jednak program rozwiązuje problemy, które doprowadziły w ubiegłym tygodniu do wyprzedaży walut i obligacji skarbowych w Europie? Wydaje się, że nie. To jest dobry krok, ale ma pewne braki.

Problemy fundamentalne – czyli rosnące zadłużenie niektórych krajów – nie znikają. Fundusz stabilizacyjny może w najbliższych latach częściowo ochronić Hiszpanię, Portugalię, Irlandię czy Włochy przed presją rynków finansowych. Jednak jeżeli kraje te – szczególnie duże: Hiszpania i Włochy – nie przeprowadzą reform strukturalnych, zmierzających m.in. do obniżenia kosztów pracy, te miliardy euro w długim okresie będą tylko kroplą w morzu ich potrzeb.

Niektórzy ekonomiści nawołują do stworzenia silniejszej unii gospodarczej, której częścią byłby m.in. dużo większy niż obecnie budżet Unii Europejskiej. Chodzi o to, żeby Europa stała się bardziej jednolitym organizmem, a nie zbitkiem odmiennych struktur. Byłaby to jednak polityczna rewolucja i mało prawdopodobny jest polityczny konsensus w tej sprawie.

Wydaje się zatem, że należałoby przyjąć, iż niektóre kraje Unii Europejskiej mogą po prostu zbankrutować lub restrukturyzować swój dług. Co wtedy? Najgorsza jest sytuacja, w której nikt nie umie odpowiedzieć na tak postawione pytanie. W 2008 r. wiadomo było, że niektóre banki były niewypłacalne, ale nie istniały żadne mechanizmy niewypłacalności skrojone na potrzeby sektora finansowego – upadek banku niesie przecież dla gospodarki większe konsekwencje niż upadek firmy produkcyjnej. Niepewność wywoływała panikę, a ta potęgowała problemy. Podobnie jest teraz. Nie wiadomo, jakie konsekwencje niosłaby za sobą niewypłacalność np. Hiszpanii lub Włoch.

Należałoby zatem – zgodnie z propozycjami np. Daniela Grosa (dyrektor Centre for European Policy Studies) i Thomasa Mayera (ekonomista Deusche Banku) – stworzyć nie tylko fundusz stabilizacyjny (ten krok już wykonano), ale również mechanizmy postępowania przy restrukturyzacji długu przez niektóre państwa członkowskie UE (a szczególnie strefy euro). Chodzi o to, żeby uniknąć sytuacji, w której panika prowadzi do zamrożenia płynności na rynku obligacji danego państwa oraz panicznej wyprzedaży aktywów innych krajów.

[srodtytul][link=http://blog.rp.pl/morawski/2010/05/11/nawet-ponad-700-mld-euro-to-jeszcze-nie-zbawienie/]skomentuj na blogu[/link][/srodtytul]

Jego celem jest obniżenie prawdopodobieństwa niewypłacalności niektórych państw. Czy jednak program rozwiązuje problemy, które doprowadziły w ubiegłym tygodniu do wyprzedaży walut i obligacji skarbowych w Europie? Wydaje się, że nie. To jest dobry krok, ale ma pewne braki.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Marcin Piątkowski: Jak pobudzić inwestycje prywatne
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Opinie Ekonomiczne
Guntram Wolff: Strefa euro musi wzmocnić wsparcie militarne dla Bałtów
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Krótszy tydzień pracy, czyli koniec kultury zapieprzu
Opinie Ekonomiczne
Ekonomiści: Centralny czy Ukryty Rejestr Umów?
Opinie Ekonomiczne
Aneta Gawrońska: Od wojny w koalicji mieszkań nie przybędzie