Urzędnicy chcą kontrolować ludzi

Ograniczanie wolności firm wynika z tego, że urzędnicy chcą kontrolować ludzi. Mają wtedy okazje do brania łapówek – mówi Mieczysław Wilczek, minister przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego.

Publikacja: 10.12.2013 07:20

Urzędnicy chcą kontrolować ludzi

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Rz: Czy więcej wolności gospodarczej jest teraz czy było 25 lat temu, po wprowadzeniu przez pana ustawy określanej od pana nazwiska ustawą Wilczka?

Mieczysław Wilczek: Po wprowadzeniu tej ustawy, gdy zaczęła ona działać, wolności było więcej niż obecnie. Choć dla usprawiedliwienia tego, co dzieje się teraz, trzeba zauważyć, że mamy inne czasy – gospodarka jest bardziej skomplikowana, jesteśmy też w Unii Europejskiej. Tak czy inaczej absolutnie przydałoby się w Polsce więcej wolności gospodarczej.

Wyzwania gospodarcze, które stały przed wami w 1988 roku, były ogromne. Nie baliście się „iść na żywioł"?

Waliła się gospodarka, problemem było też nadchodzące nieuchronnie – tak musi być przy otwieraniu gospodarki – bezrobocie. Ale to właśnie dzięki wolności gospodarczej udało nam się przejść przez to w miarę suchą stopą.

To wtedy właśnie eksplodował polski cud gospodarczy.

Tak. Proszę uświadomić sobie, że w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy powstało 2 miliony przedsiębiorstw. Bez żadnej pomocy, bez żadnych programów wsparcia, bez żadnych okresów ochronnych. Co więcej, ci ludzie stworzyli 6 milionów nowych miejsc pracy. To był fenomen, to jest wręcz oszałamiające.

Czy to był wynik pana ustawy?

Nie zawdzięczamy tego wszystkiego wyłącznie tej ustawie, ale ona była otwarciem, katalizatorem zmian. Ludzie podnieśli głowy. Na przykład rzemieślnicy urządzali wreszcie warsztaty tak jak chcieli, mogli konkurować na rynku, sprzedawać według normalnych zasad swoje usługi czy produkty. To był przełom.

Ustawa Wilczka miała nieco ponad 50 artykułów. Obecna ustawa o swobodzie działalności gospodarczej ma ich ponad 110. Dlaczego?

To jest zemsta urzędników. To oni są i byli najbardziej przegrani w wyniku otwierania gospodarki. Urzędnicy uwielbiają kontrolować ludzi. Nie lubią, gdy ci są wolni i niezależni. Dlatego ograniczają wolność. Urzędnicy panowali nad rynkiem, panowali nad drobną przedsiębiorczością, nie w smak była im wolnościowa zmiana. Zjawisko to było posunięte tak daleko, że oficjalna polityka w stosunku do sektora prywatnego polegała na dwóch przesłaniach: ograniczać i wypierać.

A po co urzędnikom kontrola, z samej chęci wpływania na firmy?

Nie tylko. Urzędnicy mając władzę nad gospodarką i przedsiębiorcami, mogą też brać łapówki.

Czy jest szansa, by w Polsce znowu pojawiło się więcej wolności?

Oczywiście. Generalnie jestem optymistą i uważam, że Polska wybrała słuszną drogę i radzi sobie całkiem dobrze. Dzieje się tak dzięki ludziom przedsiębiorczym, dzięki temu, że kiedyś powstało wspomniane 2 miliony nowych firm. Co więcej poprawia się struktura właścicielska naszej gospodarki.

W jakim sensie?

Na całym świecie, na przykład w USA czy w Anglii, to mali przedsiębiorcy stanowią o sile gospodarek. To oni są odporniejsi na kryzys, bardziej elastyczni, innowacyjni. To małe i średnie firmy stanowią sól gospodarek. Dlatego powinniśmy na nie chuchać i dmuchać. Nie wolno ich prześladować. W Polsce atmosfera wobec prywatnych przedsiębiorstw jest niedobra. Nie zrzuca się już na nich co prawda wszystkich nieszczęść, ale atmosfera jest taka, że lepiej, by było ich jak najmniej.

U nas państwo jest wobec nich wrogie?

Tak, ale taka postawa to bzdura. Obawy urzędników, że firmy w swojej większości oszukują, są nieuczciwe, zależy im na omijaniu prawa, są nieuzasadnione. Podobnie niewiarygodnie brzmią zarzuty, że cały sektor przedsiębiorstw w latach 80. i 90. uwłaszczył się na publicznym majątku. Niech mi pan wskaże choć 10 takich firm.

Czy jest pan dumny z ustawy, którą pan wprowadzał?

Nie mówię nigdy, że to moja wyłączna zasługa. Pamiętajmy, że ustawa była wprowadzana przez Sejm, a wcześniej była przyjęta przez rząd premiera Rakowskiego, którego uważam za postępowego. Był to zatem wynik zbiorowej pracy, choć faktycznie mój udział w tym procesie był bardzo duży. Zaskoczyło mnie, jak szybko ta ustawa przeszła przez Sejm. Niemal jak burza. Wykorzystałem przy tym procesie swoją niezależność – byłem wtedy niezależny finansowo i pyskaty.

—rozmawiał Bartosz Marczuk

CV

Mieczysław Wilczek – przedsiębiorca, prawnik i chemik, innowator oraz autor wielu patentów z dziedziny chemii. Był ministrem przemysłu PRL w latach 1988–1989, za jego sprawą uchwalono 23 grudnia 1988 roku ustawę liberalizującą gospodarkę. Laureat Nagrody Kisiela z 1990 roku.

Rz: Czy więcej wolności gospodarczej jest teraz czy było 25 lat temu, po wprowadzeniu przez pana ustawy określanej od pana nazwiska ustawą Wilczka?

Mieczysław Wilczek: Po wprowadzeniu tej ustawy, gdy zaczęła ona działać, wolności było więcej niż obecnie. Choć dla usprawiedliwienia tego, co dzieje się teraz, trzeba zauważyć, że mamy inne czasy – gospodarka jest bardziej skomplikowana, jesteśmy też w Unii Europejskiej. Tak czy inaczej absolutnie przydałoby się w Polsce więcej wolności gospodarczej.

Pozostało 89% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację