Polska stoi przed olbrzymim wyzwaniem budowy nowej architektury energetycznej. W ciągu najbliższych kilku lat wypadną z systemu stare bloki, a na ich miejsce mają powstać nowe moce. Przede wszystkim muszą to być moce zielone, które produkują energię elektryczną bez emisji dwutlenku węgla, ale nie mniej ważną kwestią jest to, jaka będzie cena energii z tych źródeł. Dziś najtańszą energię produkują wiatraki na lądzie, których budowa od 2016 r. jest zablokowana. Unieruchomienie wiatraków miało pozwolić osiągnąć rentowność blokom węglowym. Lata minęły, a rentowności jak nie było, tak nie ma. Nie dość, że wytwarzamy najdroższą energię dla odbiorców przemysłowych w Europie, to jeszcze mamy poważny problem z wypełnieniem celów redukcji emisji CO2.
Założenia przyjętej kilka lat temu strategii okazały się błędne. Twierdzenie, że za wszelką cenę musimy bronić węgla i bloków, w których się go spala, było mało rozsądne. Gdy w sierpniu 2015 r. polski system otarł się o blackout, słychać było głosy, że trzeba zacząć rozwijać więcej połączeń międzysystemowych, tak by mieć możliwość sprowadzenia energii elektrycznej z krajów sąsiednich. Gdy podnoszono wówczas, że warto wyremontować linię elektroenergetyczną z ukraińskiej elektrowni jądrowej Chmielnicki do Rzeszowa, by mogła zasilać polski system, w odpowiedzi znowu było słychać, że przede wszystkim musimy walczyć o rentowność bloków węglowych...
Bezpieczeństwo energetyczne utożsamiano z wytwarzaniem energii na miejscu, sytuacja znacząco się skomplikowała, gdy uprawnienia do emisji CO2 zaczęły gwałtownie drożeć. Bezpieczeństwo ma oczywiście swoją cenę, ale to cena energii zaczęła przygniatać bezpieczeństwo.
Poniedziałkowe wyłączenie mocy w Bełchatowie to nie awaria w bloku wytwarzającym energię – choć zdarzało się to w ostatnich latach – lecz skutek uszkodzenia, do jakiego doszło w stacji transformatorowej. Gdy nagle z systemu wypada jedna piąta polskich mocy wytwórczych, za jaką odpowiada Bełchatów, sytuacja jest poważna. Nasz system sobie z tym jednak poradził, bo Polskie Sieci Elektroenergetyczne miały dostępne narzędzia do zbilansowania sytuacji – uruchomienie importu, elektrowni szczytowo-pompowych, a także elektrowni, które były w rezerwie. Mieliśmy też sporo szczęścia, bo gdyby był to upalny dzień, co w naszej części Europy pociąga za sobą uruchamianie olbrzymiej liczby klimatyzatorów, wcale nie jest pewne, czy nasi sąsiedzi mieliby dla nas nadwyżkę.
I tu dochodzimy do konkluzji. Wielkie scentralizowane bloki energetyczne nie są bezpieczne dla systemu. Nagłe wyłączenie takich bloków może doprowadzić do blackoutu w kraju, a w zsynchronizowanych systemach w Europie powodować znaczące problemy. Dlatego warto się zastanowić, czy planowana przez Polskę budowa dużych bloków jądrowych faktycznie zwiększy nasze bezpieczeństwo. Oczywiście potrzebujemy zeroemisyjnych i stabilnych źródeł energii, ale warto zastanowić się nad ich rozproszeniem. Decentralizacja energetyki musi być połączona z systemem magazynowania. Bez postawienia na innowacje i najnowsze rozwiązania nie zbudujemy nowej architektury energetycznej, tylko wyremontujemy skansen.