Czy Polska Grupa Zbrojeniowa ma być firmą nastawioną na biznes i zysk czy też przemysłowym, strategicznym elementem systemu bezpieczeństwa państwa? Co dalej z PGZ, skoro udało się już w ekspresowym tempie dokonać formalnej integracji blisko 100 państwowych spółek, w tym aż 90 proc. firm przemysłowego potencjału obronnego kraju?
Jak godzić rolę lidera i narodowego czempiona zbrojeniowego, który ma ambicję stać się głównym dostawcą sprzętu dla modernizującej się polskiej armii, z rywalizacją z zagranicznymi koncernami coraz skuteczniej wchodzącymi na polski rynek zamówień wojskowych? Jak wreszcie odblokować relacje z polskim MON, aby wyprzedzająco rozpoznawać potrzeby sił zbrojnych i mieć czas na przygotowanie produkcji sprzętu dostosowywanego do zmieniających się zagrożeń i ewoluującej strategii obrony RP?
Te i wiele innych pytań sformułowano podczas debaty „Rzeczpospolitej" „Bilans dwóch lat istnienia Polskiej Grupy Zbrojeniowej", zorganizowanej w pachnącej jeszcze farbą, nowej siedzibie przyszłego narodowego koncernu obronnego.
Ekspresowa koncentracja
Do oficjalnych podsumowań i subiektywnej retrospekcji kończące swoją misję władze PGZ zachęcał prowadzący spotkanie Marcin Piasecki, redaktor „Rzeczpospolitej" i „Parkietu".
Wojciech Dąbrowski, ustępujący prezes PGZ, przypomniał, że dwa lata temu, na początku integracyjnej drogi, nie brakowało ekspertów, którzy nie wierzyli w powodzenie konsolidacji wyjątkowo rozproszonego zbrojeniowego biznesu w kraju. Wbrew tym pesymistycznym prognozom PGZ, startującej w 2013 r. z 200 tys. zł kapitału założycielskiego, udało się domknąć integracyjne formalności w niecałe dwa lata.