Inwestowanie funduszy europejskich 2014–2020 zdecydowanie przyspieszyło i jest już na właściwym torze. Obrazują to twarde dane. Po praktycznie straconym ubiegłym roku Polska jest liderem wykorzystania unijnych pieniędzy. Nie byłoby to możliwe, bez zaproponowanych przez rząd instrumentów.unt.
Dobra diagnoza to skuteczna recepta
Jednym z pierwszych działań Ministerstwa Rozwoju była analiza stanu wdrażania funduszy UE, która wykazała znaczne opóźnienia, sięgające – w zależności od programu 2014–2020 – nawet roku. Do połowy listopada 2015 r. nie przedstawiliśmy Komisji Europejskiej (KE) żadnych faktur, a wszystkie wskaźniki obrazujące, jak wykorzystujemy unijne środki z polityki spójności, były bliskie zera.
Powodów tego stanu było kilka. Przedłużyły się prace nad budżetem UE. Dłużej niż zakładano trwały negocjacje programów z KE. Oficjalnie zakończyły się one dopiero pod koniec lutego 2015 r. Część winy leży też po polskiej stronie. Dość długo trwało uruchomienie tych pieniędzy, czyli przygotowanie instytucji, procedur i dokumentów. Ponadto, istniało ryzyko utraty funduszy z puli na lata 2007–2013 i działania nowego rządu koncentrowały się na realizacji programu naprawczego, który zakończył się pełnym sukcesem.
Jeszcze w połowie listopada 2015 r. zagrożonych było ponad 31 mld zł, a do rozliczenia z KE brakowało faktur na 9 mld euro. Wydatki mogliśmy ponosić tylko do końca 2015 r., a rozliczenie powinniśmy byli przedstawić Komisji do czerwca 2016 r.
Możemy jasno powiedzieć, że dzięki determinacji i pełnej mobilizacji wszystkich struktur rządowych i regionalnych oraz dzięki bardzo dobrej współpracy i wsparciu ze strony administracji KE, nie stracimy ani euro z perspektywy 2017–2013. Zostały one w 100 proc. zagospodarowane, zostają w Polsce i pracują dla naszej gospodarki.