– Lada dzień trafią do nas pierwsi pacjenci z koronawirusem, a w szpitalu brakuje masek, kombinezonów i środków dezynfekcyjnych zarówno do rąk, jak i powierzchni szpitalnych – skarży się lekarz z oddziału intensywnej terapii dużego szpitala na Mazowszu. – Chcieliśmy je kupić z własnej kieszeni, ale w hurtowniach nic nie było – dodaje medyk. W jego szpitalu o procedurach na wypadek wybuchu epidemii nawet się nie mówi. – Takie podejście dyrekcji tylko nasila strach, zwłaszcza że telewizja co chwila donosi o zakażeniach wśród chińskich medyków – mówi lekarz. Dodaje, że w razie wybuchu epidemii lekarze niezabezpieczonych oddziałów gotowi są iść na zwolnienia.