Grupa Arche to budowniczy mieszkań i hoteli. Z powodu pandemii i lockdownów w 2020 r. przychody grupy z usług hotelowych skurczyły się o 57 proc., do 54 mln zł. W I połowie 2021 r. restrykcje wciąż obowiązywały i przychody wyniosły 31 mln zł. Jak ocenia pan dziś sytuację w hotelarstwie?
W wakacje hotele turystyczne miały świetne wyniki, a od września obserwujemy mocne odbicie w hotelach miejskich. Obiekty są pełne i trudno nawet przygotować ofertę, bo klienci chcą zarezerwować z dnia na dzień. Bardzo się z tego cieszę, hotele po pandemii będą przeżywały rozkwit – pracować można zdalnie, hybrydowo, ale ludziom potrzebne są bezpośrednie relacje.
Przed pandemią dużą grupę klientów stanowili ci biznesowi, z uwagi na konferencje i szkolenia. Ten rynek został zamrożony i musieliśmy mocniej nastawić się na klientów indywidualnych. Konferencje powoli wracają i korzystają na tym te hotele położone poza miastami – firmy wolą zabrać pracowników tam, gdzie jest przestrzeń, bliżej natury.
W tym roku oddajemy cztery hotele i mam taki plan, żeby od przyszłego roku oddawać minimum pięć obiektów rocznie – to takie ambitne zamierzenia.
Mieć gości to jedno, drugie to mieć pracowników – hotele narzekają na olbrzymie braki kadrowe i na konieczność podnoszenia płac. Jak to wygląda w Arche?