Po długotrwałych spekulacjach i sprzecznych sygnałach płynących z różnych ośrodków szeroko rozumianej władzy rynek jest bliżej poznania konkretów na temat nałożenia opłat na hurtowe zakupy mieszkań. Resort rozwoju we wtorek przesłał projekt ustawy o ograniczeniach w nabywaniu lokali do premiera, a ten zapowiedział, że dokument stanie na posiedzeniu rządu wkrótce. Na razie konkretów wciąż jak na lekarstwo. Właściciele (minister mówił o osobach) pięciu mieszkań każde kolejne będą mogli nabywać w tempie raz na rok, chyba że są gotowi zapłacić wyższy PCC. Trudno wywnioskować, czy chodzi też o osoby prawne, w tym fundusze PRS budujące portfele na długoterminowy wynajem. Nie ma też żadnych informacji o nałożeniu opłaty na pustostany, czyli mieszkania, które nabywcy trzymają czasem nawet w stanie deweloperskim, jako lokatę, zamiast je wynająć.
Ponieważ szczegóły nie są znane, ekspertom trudno o jednoznaczne komentarze nt. skutków.
Czytaj więcej
Przeciągające się dyskusje o podatku od posiadania lub kupowania mieszkań są jednym z czynników ograniczających apetyt na inwestowanie w portfele lokali na wynajem. Inwestorom potrzebne są konkrety.
– Trudno obecnie przewidzieć efekty zapowiadanej ustawy o ograniczeniach w nabywaniu lokali mieszkalnych. Ustawa ta miałaby wprowadzić dodatkowe opodatkowanie i ograniczenia przy zakupie kolejnych mieszkań przez osoby posiadające ich już co najmniej pięć. Z jednej strony, liczba takich osób wśród wszystkich posiadających kilka mieszkań jest marginalna, z drugiej zaś, wraz ze schłodzeniem koniunktury, to jednak oni mogliby rozglądać się za okazjami inwestycyjnymi. Czy efektem będzie przyspieszenie decyzji o transakcjach, by zbudować docelowy portfel przed wejściem w życie nowej ustawy, czy raczej zupełna rezygnacja z zakupu, czas pokaże – mówi Agnieszka Mikulska, ekspertka rynku mieszkaniowego w CBRE.
– Zakupy w celu sprzedaży spekulacyjnej, czyli granie na wzroście cen mieszkań, umarły śmiercią naturalną od kiedy Polacy nie mają zdolności kredytowej, a ceny mieszkań ustabilizowały się bądź zaczęły spadać, szczególnie na rynku wtórnym. Dlatego ten argument wykorzystywany często przez polityków nie ma obecnie uzasadnienia – mówi Barbara Bugaj, analityczka rynku nieruchomości. Przypomina, że wzrost cen mieszkań w ostatnich latach był podyktowany wysokim popytem dzięki rekordowo niskim kosztom finansowania dłużnego.