Manipulanci żyją w nas

Za ich sprawą bez potrzeby ryzykujemy za kierownicą, wystawiamy się na ugryzienia komarów albo chorujemy na schizofrenię. Niewidzialni sprawcy, pasożyty, bez pardonu sterują naszym zachowaniem

Publikacja: 03.04.2009 01:20

Manipulanci żyją w nas

Foto: Rzeczpospolita

Stoimy na szczycie łańcucha pokarmowego, podporządkowaliśmy sobie większość gatunków na Ziemi. My rządzimy światem, a nami rządzą manipulanci tak mali, że niewidoczni gołym okiem.

Bakterie i pierwotniaki mogą zamienić nasze życie w piekło, ale również wprawić nas w nieuzasadnioną euforię. Powoli zaczynamy rozumieć, co nam tak naprawdę robią.

[srodtytul]Schizofrenia zakaźna[/srodtytul]

Edwin Fuller Torrey, amerykański psychiatra ze Stanley Medical Research Institute, przez 30 lat traktowany był przez środowisko naukowe z przymrużeniem oka. Już w latach 70. zaczął przebąkiwać o tym, że schizofrenię można podłapać jak chorobę zakaźną.

Kiedy inni stukali się w czoło, nieliczni naukowcy podchwycili ideę Torreya. Do dziś kilka ośrodków badawczych na całym świecie udowodniło związek niektórych przypadków tej choroby z krecią robotą pierwotniaka o nazwie Toxoplasma gondii.

Znany jest z tego, że przenoszony przez koty na ludzi, wywołuje toksoplazmozę. W większości przypadków choroba ta przebiega bezobjawowo. Tak naprawdę zagraża tylko ciężarnym kobietom, a raczej ich dzieciom, którym na etapie życia płodowego może bardzo zaszkodzić, wywołując m.in. wodogłowie czy zapalenie mięśnia sercowego.

Co ma jednak wspólnego toksoplazma ze schizofrenią? Przez lata jedynym potwierdzeniem tego nietypowego związku były dane statystyczne. Na przykład dr Alan Brown z Columbia University na podstawie próbek krwi pobranych od ciężarnych kobiet w latach 1959 – 1967 obliczył, że schizofrenia 2,6 razy częściej dotyka ludzi, którzy zetknęli się z toksoplazmą w życiu płodowym.

Badania opublikowane w marcu tego roku w piśmie naukowym „PLoS One” w końcu rzuciły światło na prawdziwe związki pasożyta z chorobą psychiczną. Brytyjscy badacze z University of Leeds zaobserwowali, że toksoplazma wydziela enzym, który w ludzkim mózgu wzmaga wydzielanie dopaminy, neuroprzekaźnika odpowiedzialnego za odczuwanie przyjemności. Jego wysoki poziom jest charakterystycznym symptomem schizofrenii, którą leczy się, m.in. podając lek blokujący wydzielanie dopaminy.

Wniosek z tego taki, że pasożyt może w chemiczny sposób prowokować schizofrenię. Brytyjczycy poszukują teraz powiązań pierwotniaka z innymi chorobami neurologicznymi łączonymi ze zmianami poziomu dopaminy, takimi jak parkinson czy zespół Tourette’a.

Istnieją też podejrzenia, że za schizofrenią może stać zwykły wirus grypy. I w tym przypadku na razie jedynym na to dowodem są dane statystyczne, m.in. zebrane w Wielkiej Brytanii, Danii i Finlandii, oraz informacje zgromadzone przez dr. Browna. Według niego dzieci kobiet, które podczas ciąży przeszły grypę, są trzykrotnie bardziej narażone na chorobę psychiczną niż potomstwo zdrowych matek.

Wiele wskazuje jednak na to, że to toksoplazma pozostaje sabotażystą numer jeden. Okazuje się, że jej pozornie niezauważalna obecność w organizmie nie jest wcale bezobjawowa. Tyle że symptomy wymykają się tradycyjnej diagnozie, no bo kto łączyłby ryzykowną jazdę samochodem z działalnością pasożyta? Kłopoty zaczynają się wtedy, kiedy ten pasażer na gapę pomyli kolejność i trafi nie do tego żywiciela, do którego powinien.

[srodtytul]Kobiety stają się niewierne, mężczyźni zazdrośni[/srodtytul]

Aby przejść przez cały cykl życiowy, toksoplazma najpierw infekuje szczura, a potem – kota. Badania prowadzone kilka lat temu wykazały bardzo interesujące zjawisko: zakażone pasożytem gryzonie gwałtownie zaczynają lgnąć do swoich naturalnych wrogów. W laboratorium szczury spędzały sporo czasu w bezpośrednim sąsiedztwie kocich kuwet, wręcz zachęcając drapieżniki do polowania. Badacze sugerują, że przyczyną tego dziwnego zachowania może być wydzielana pod wpływem pierwotniaka substancja podobna do LSD, która wywołuje halucynacje i psychozy.

A jeśli przez przypadek pośrednim żywicielem toksoplazmy zamiast szczura staje się człowiek? Cóż, on też zaczyna się dziwnie zachowywać, co kilka lat temu zaobserwował prof. Jaroslav Flegr z Uniwersytetu Karola w Pradze.

Czech obliczył, że kierowcy zakażeni pierwotniakiem trzy razy częściej ulegają wypadkom drogowym niż osoby, u których nie wykryto przeciwciał świadczących o obecności pasożyta. Powód? Ludzie ci, jak nieuważne szczury, przestają być czujni, znacznie wydłuża się im czas reakcji.

Co ciekawe, pod pewnymi względami pasożyt w odmienny sposób wpływa na kobiety i mężczyzn. Według prof. Flegra pod jego wpływem panie stają się bardziej towarzyskie, dbające o wygląd, ale i niewierne, z kolei panowie – bardziej agresywni i zazdrośni. Jeszcze inaczej reagują dzieci, u których pierwotniak wywołuje chroniczne zmęczenie.

Umiejętność zaprogramowania człowieka pod kątem swoich potrzeb ma również inny pasożyt: wywołujące malarię pierwotniaki Plasmodium, czyli zarodźce. Potrzebują one dwóch żywicieli – człowieka i komara. Aby zapewnić sobie sukces reprodukcyjny, zręcznie manipulują obiema ofiarami, co wykazał w badaniach prof. Jacob Koella, epidemiolog z Imperial College w Londynie. Analizy te opublikował w piśmie „PLoS One”.

[srodtytul]Odsłanianie ciała[/srodtytul]

Zaczyna się od tego, że zakażone zarodźcem komary stają się bardziej głodne, więc muszą wypić znacznie więcej krwi, aby zaspokoić apetyt. Dłuższy posiłek to większe ryzyko, że zniecierpliwiony człowiek odgoni natrętnego insekta. Głodny komar leci więc dalej, zakażając kolejne ofiary.

Zainfekowany człowiek również ułatwia pasożytowi zadanie. Gorączkując, poci się i odsłania ciało w próbie ochłodzenia się. W ten sposób staje się idealnym celem ataku komarów, dzięki czemu pasożyt trafia do większej liczby insektów.

Dreszcze targające ciałem chorego nie dają insektowi porządnie się najeść, w związku z czym szuka kolejnych ofiar, które zakaża zarodźcem. To niezwykle skuteczna technika manipulacyjna.

Prof. Koella udowodnił, że chore na malarię dzieci przyciągają znacznie więcej komarów niż osoby zdrowe czy będące pod wpływem leków antymalarycznych.

Przyczyną tej niebywałej atrakcyjności jest prawdopodobnie podwyższona temperatura ciała oraz skład potu i wydychanego powietrza u osoby cierpiącej na malarię.

Nie trzeba wcale jechać w tropiki, by narazić się na atak niewidzialnych manipulantów. Jednym z nich może się okazać paciorkowiec, pospolita bakteria wywołująca najzwyklejsze infekcje gardła. Efektem jej podstępnych działań może być również... nerwica natręctw wieku dziecięcego i towarzyszące jej tiki nerwowe – uważają naukowcy z amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego.

Mikrob wywołuje stan zapalny w komórkach nerwowych w mózgu, jednocześnie dezorientując układ odpornościowy ofiary. W efekcie u niektórych ludzi – wciąż nie wiadomo, jak bakteria wybiera ofiary – mechanizmy obronne zwracają się przeciw własnemu organizmowi. Skutek jest taki, że uszkodzone zostają struktury nerwowe umieszczone w zwojach podstawy mózgu, które odpowiadają za interpretację bodźców zmysłowych i właściwe reakcje na te sygnały.

[srodtytul]Zdezorientowane przeciwciała[/srodtytul]

Ofiarami tego szerzonego przez bakterie spustoszenia padają najczęściej dzieci, których niedojrzały system odpornościowy łatwo ulega tym chytrym manipulacjom. U nich efekty tego stanu – natręctwa i tiki nerwowe – mogą rzutować na całe życie, podczas gdy u starszych chorych zmiany zachowania znikają zazwyczaj po kilku miesiącach.

Skutki manipulacji paciorkowca udało się wykryć podczas eksperymentu przeprowadzonego przez dr Susan Swedo z Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego. Aby oczyścić krew ze zdezorientowanych przez pasożyta przeciwciał, badaczka wymieniła u chorych dzieci osocze. Dzięki temu o połowę spadła u nich liczba tików nerwowych.

– Paciorkowiec może też mieć związek z chorobami takimi jak zespół Tourette’a czy pląsawica Sydenhama – mówi dr Swedo. – W nich również zasadniczą rolę odgrywają tiki motoryczne i głosowe.

[srodtytul]Brudny znaczy szczęśliwy[/srodtytul]

Drobnoustroje potrafią też uczynić nasze życie szczęśliwszym. Wystarczy pogrzebać w ziemi, gdzie bytuje bakteria o nazwie Mycobacterium vaccae – przesadzić kwiatki lub wypielić ogródek – aby spojrzeć na świat przez różowe okulary – dowodzi dr Christopher Lowry z University of Bristol na łamach „Neuroscience”. Badacz odkrył, że chorzy na raka ludzie, którzy podłapali tę nietypową bakterię, nagle zaczynali z dużo większym optymizmem patrzeć na życie, co natychmiast przyczyniło się do poprawienia wyników badań.

Wpływ mycobacterium na człowieka ogranicza się do jednej jedynej zmiany: podwyższenia poziomu serotoniny. To jeden z najważniejszych neuroprzekaźników w ludzkim mózgu, w dodatku odpowiedzialny za odczuwanie przyjemności. Badania pokazały, że zwiększając wydzielanie tej substancji, pozytywna bakteria kopiuje działanie leków przeciwdepresyjnych.

Dowiódł tego eksperyment prowadzony na myszach laboratoryjnych, które nigdy nie miały kontaktu z glebą. Zwierzęta umieszczono na jakiś czas w pełnym wilgotnej ziemi terrarium. Następnie porównano u nich poziom serotoniny sprzed doświadczenia z wynikami uzyskanymi już po kontakcie z błotem.

Okazało się, że myszy brudne to myszy szczęśliwe – poziom tego neuroprzekaźnika był u nich znacząco wyższy niż przed eksperymentem, o czym świadczyła również zmiana zachowania gryzoni. Autorzy doświadczenia zamierzają wykorzystać tę naturalną kurację rozweselającą w terapii przeciwdepresyjnej u ludzi.

– Wszyscy powinniśmy spędzać więcej czasu na zajęciach związanych z brudzeniem – sugeruje dr Lowry.

Oby w tym czasie nie dopadły nas inne, mniej przyjazne mikroby.

[ramka][srodtytul]Zdalnie sterowane zwierzęta[/srodtytul]

- Kiedy mrówka zostanie zakażona grzybem Ophiocordyceps unilateralis, odczuwa nieprzepartą potrzebę schowania się na spodniej stronie liścia, gdzie dożywa swoich dni. Kiedy umiera, w ostatnim odruchu mocno wgryza się w liść. Rozrastający się grzyb „przykleja” martwego owada do liścia, po czym przystępuje do rozsiewania zarodników.

- Żyjący w pszczołach nitkowiec, aby się dalej rozwijać, potrzebuje kontaktu z wodą. Wobec tego nakłania owada do zanurkowania w stawie, co oczywiście kończy się jego samobójczą śmiercią.

- Przywra Leucochloridium, kiedy już dopadnie ślimaka bursztynkę, sadowi się w jego czułkach. Pasożyt wykonuje pulsacyjne ruchy, zwracając uwagę ptaków, które są kolejnym jego żywicielem. Pod wpływem przywry ślimak wchodzi na możliwie najwyższe źdźbło trawy, niejako przywołując do siebie skrzydlate drapieżniki. [/ramka]

Stoimy na szczycie łańcucha pokarmowego, podporządkowaliśmy sobie większość gatunków na Ziemi. My rządzimy światem, a nami rządzą manipulanci tak mali, że niewidoczni gołym okiem.

Bakterie i pierwotniaki mogą zamienić nasze życie w piekło, ale również wprawić nas w nieuzasadnioną euforię. Powoli zaczynamy rozumieć, co nam tak naprawdę robią.

Pozostało 97% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Nauka
Konflikt o NCBR. Naukowcy chcą interwencji Donalda Tuska
Nauka
Na Międzynarodową Stację Kosmiczną wyruszyła "misja ratunkowa"
Nauka
Frombork Future Festival – wyjątkowe miejsce, wyjątkowe atrakcje
Nauka
Polska nauka na globalnej scenie