Nie będziesz odchudzać się nadaremno

Dieta jest jak współczesna religia, nadmierne jedzenie jak grzech, a specjaliści od żywienia przypominają apostołów. Ciało stało się definicją wartości człowieka

Publikacja: 09.04.2010 01:08

Nie będziesz odchudzać się nadaremno

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Nie, to nie przesada. Wystarczy uważnie rozejrzeć się dookoła. Otworzyć gazetę, włączyć telewizor, posłuchać, o czym rozmawiają ludzie w tramwaju. Niemal na pewno zetkniemy się z przepisem na nową dietę cud, reklamą rewelacyjnego środka odchudzającego czy historią o niepowodzeniach w zrzucaniu nadmiaru kilogramów. Efekt widać w „świątyniach odchudzania”. – Od stycznia do maja przeżywamy najgorętszy okres w roku – przyznaje Joanna Tkaczewska, dietetyk z Centrum Leczenia Otyłości w Krakowie. – W tym czasie jest w ludziach determinacja, by wywiązać się z noworocznych postanowień i przygotować się do odsłonięcia na wiosnę ciała.

Zakazane myśli

Wszędzie, gdzie spojrzymy, prowadzone jest uświadamianie na temat żywienia. Nie możemy tych informacji ominąć – doradzają nam i wyjaśniają, czy tego chcemy, czy nie” – czytamy w książce „Smacznego! Chorzy z powodu zdrowego jedzenia” (PIW, Warszawa 2010 r.) autorstwa niemieckiego dietetyka Udo Pollmera i jego współpracowników. Według niego specjalistom od zdrowego żywienia udało się wzbudzić w ludziach strach przed jedzeniem. Przykrywają wręcz ręką nasze usta. Czy cierpicie na grzeszne myśli o tłustej golonce z ziołami, frytkach z majonezem i keczupem albo kubku lodów z bitą śmietaną? – drwi Pollmer.

W swoim myśleniu nie jest odosobniony. W podobnym, choć mniej zaczepnym tonie utrzymana została książka autorstwa Polaków – Ewy Awdziejczyk i Jana Berezy OSB „Tosty i posty. Przewodnik dla zniechęconych odchudzaniem/poszczeniem” (Znak, Kraków 2010 r.). Wprost zadają oni pytanie, czy dieta nie stała się naszą nową religią. A jeśli nie religią, to chociaż sposobem na osiągnięcie szczęścia. W końcu żadne działanie społeczne ani decyzje polityczne nie stworzyły silniejszej więzi pomiędzy kobietami na całym świecie niż diety. Bez względu na miejsce zamieszkania, wiek, kolor skóry, wykonywany zawód prawie każda jakąś stosowała albo właśnie to planuje.

A jest z czego wybierać. Jak obliczył dietetyk John Hopkins, Amerykanie mają dostęp do 29 tys. teorii odchudzania! Samych przepisów diet można znaleźć w Internecie ponad 2 tysiące. Jest podaż, bo jest popyt. W ciągu całego swojego życia próbę pozbycia się tłuszczyku podejmuje na świecie ok. 60 proc. kobiet i co czwarty młody mężczyzna.

Poczujesz się niczym gwiazda filmowa

Osoby, które chcą zostać wyznawcami nowej religii, nie są pozostawione samym sobie. Mogą liczyć na wsparcie profesjonalnych ośrodków. Chodzi oczywiście o poradnie dietetyczne, których przybywa jak grzybów po deszczu, a mimo to przeżywają oblężenie. – Na bezpłatną wizytę w ramach kontraktu z NFZ trzeba u nas teraz czekać nawet dwa miesiące – opowiada Joanna Tkaczewska. – Szybciej, bo w ciągu mniej więcej tygodnia, dostaniemy się prywatnie.

Jak wielu osobom nie udaje się schudnąć? – Jeżeli pacjent jest zmotywowany i stosuje się do wskazówek, to nie ma możliwości, by się nie udało – mówi Tkaczewska.

„Odchudzanie z dietetykiem jest fantastycznym doświadczeniem i od samego początku wydaje się pasmem przyjemności” – pisze Awdziejczyk. Fakt skupienia uwagi drugiego człowieka na najmniejszych drobiazgach dotyczących naszego życia sprawia, że czujemy się jak gwiazdy filmowe. Jest to także oznaka zmian. Wraz z zakończeniem XX wieku pożegnaliśmy się z samotnym odchudzaniem. „Do walki ze zbędnymi kilogramami zaangażowaliśmy wiele osób. Każdy jest lepszy od nas, wie lepiej, czego nam potrzeba” – czytamy w książce „Tosty i posty”. Każdy, czyli psycholog, lekarz dietetyk, instruktor fitnessu. Czasami dochodzą specjalista od medycyny estetycznej, kosmetyczka, dermatolog, stylista. Tak jak w reality show „Chcę być piękna”. Nie przypadkiem jedną z głównych zmian, jakie czekały szare myszki, które miały się przeobrazić w zniewalające piękności, było pozbycie się nadmiaru kilogramów.

– Mamy do czynienia z istnieniem całego dietetycznego przemysłu – mówi dr Agata Chałupnik, kulturoznawca z Instytutu Kultury Polskiej. – Należą do niego dietetyczne produkty spożywcze – odtłuszczone mleko i przetwory typu „light”, słodziki, płatki, soki typu „fit”, pieczywo chrupkie, bezcukrowe słodycze.

Kpi sobie z tego zjawiska Udo Pollmer. Jak zauważa, życie stało się lżejsze, odkąd pojawiły się masło light, kiełbasa light, cola light, woda mineralna light, piwo light i karma dla kotów light. Bardzo trudno znaleźć markowy produkt, który w ostatnich latach nie został wyprodukowany w tej wersji. Przemysł spożywczy wynalazł świetne rozwiązanie dylematu między chęcią jedzenia a dietami. A konsumenci zyskali złudne przekonanie, że mogą jednocześnie zaspokajać głód i chudnąć. Złudne, bo nie brakuje dowodów, że stosowanie tego rodzaju produktów ma działanie odwrotne. Organizm niełatwo oszukać. Wraz ze słodkim pożywieniem otrzymuje on dodatkowe kalorie. Ich brak wynikający ze zjedzenia np. słodziku zamiast cukru sprawia, że trudniej zaspokoić apetyt. W rezultacie go pobudzamy, co sprzyja tyciu.

Autopromocja
20 marca 2025

"Parkiet" nagrodzi elitę rynku kapitałowego

CZYTAJ WIĘCEJ

Dietetyczne produkty sprzedają się jednak jak ciepłe bułeczki. – Tam, gdzie dostawiane są wersje „light”, stanowią one zawsze dodatkowy dochód – wyznał Pollmerowi Paul Müller, zaopatrzeniowiec dużej sieci sklepów. Bo odchudzanie to duże pieniądze. Wystarczy przeanalizować wydatki, jakie musimy w związku z nim ponieść. Nie licząc wizyt u specjalisty, to koszt preparatów odchudzających (cena od 20 do 150 zł za miesięczną kurację). Do tego można dodać opłatę na karnet na zajęcia fitness (ok. 150 zł) – bo jak wiadomo – ruch sprzyja zrzucaniu kilogramów. Nie mówiąc o tym, że w czasie kuracji nie wolno jadać byle gdzie i byle czego. Zamiast stosunkowo tanich dań z fast foodów trzeba sięgać po odżywcze sałatki (ok. 10 – 15 zł za porcję). W efekcie kilka lat temu tylko mieszkańcy USA zapłacili za dietetyczne produkty ok. 100 mld dolarów. To więcej, niż wynosi łączny budżet amerykańskiego państwa na edukację, zdrowie i opiekę społeczną. Biorąc pod uwagę fakt, że – jak twierdzi wielu specjalistów – większość osób odchudzających się wcześniej czy później wraca do swojej starej wagi, to bardzo opłacalny biznes.

Fitness zamiast ascezy

Dziś aż trudno uwierzyć w to, jak całe to szaleństwo się zaczęło. – Bardzo długi czas dyskurs diety był warunkowany przepisami religijnymi. Na przykład w Kościele katolickim obowiązywało około 100 dni postu – tłumaczy dr Agata Chałupnik. – Szczupłość ma także wymiar klasowy. W epokach niedoboru żywności chudzi i niedożywieni są przedstawiciele niższych klas. Gdy podnosi się poziom życia – sytuacja się odwraca.

Dzisiaj ideały ascezy religijnej zastąpił ideał fitness. Nie pościmy już po to, by wypełniać boskie przykazania, ale by osiągnąć zdrowie i urodę. – Szczupła sylwetka stała się synonimem zdrowia – mówi doc. Barbara Józefik, psycholog z Kliniki Psychiatrii Dzieci i Młodzieży CM UJ w Krakowie. – Z jednej strony jest to zgodne z zaleceniami medycznymi.

Z drugiej istnieje w tej sprawie silna społeczna presja, w efekcie odchudzanie przybiera postać chorobliwej obsesji.

Sprzyja temu fakt, że ciało zaczęło być świadectwem wartości człowieka. Z przyczyn kulturowych dotyczy to zwłaszcza kobiet. Ewa Awdziejczyk pisze, że historia sylwetki kobiecego ciała to niemal w całości dzieje odchudzania.

– Oczekujemy od niego, że będzie smukłe, wygimnastykowane, niemal spreparowane – mówi doc. Józefik. – Ten współcześnie obowiązujący wzór urody koresponduje z nowymi rolami, jakie kobiety pełnią w przestrzeni publicznej. Muszą być nie tylko szczupłe, ale i niezależne, dążące do samorealizacji i sprawujące kontrolę nad swoim życiem. Jednocześnie powinny być kobiece. Ten wewnętrznie sprzeczny model jest jednym z czynników wpływających na pojawienie się zaburzeń odżywiania.

Na szczęście coraz częściej słychać głosy wzywające do opamiętania i niepoddawania się dyktaturze chudego wyglądu. Przejawem tego jest pogrubienie lalki Barbie, wpuszczenie na wybieg modelek o „normalnych” wymiarach czy rosnąca rezerwa wobec diet opatrzonych określeniem „cud”. – Spowalniają one metabolizm, a organizm, mając poczucie zagrożenia, magazynuje tłuszcz – ostrzega Tkaczewska i radzi, by zamiast o dietach odchudzających pomyśleć o racjonalnym odżywianiu.

Nie, to nie przesada. Wystarczy uważnie rozejrzeć się dookoła. Otworzyć gazetę, włączyć telewizor, posłuchać, o czym rozmawiają ludzie w tramwaju. Niemal na pewno zetkniemy się z przepisem na nową dietę cud, reklamą rewelacyjnego środka odchudzającego czy historią o niepowodzeniach w zrzucaniu nadmiaru kilogramów. Efekt widać w „świątyniach odchudzania”. – Od stycznia do maja przeżywamy najgorętszy okres w roku – przyznaje Joanna Tkaczewska, dietetyk z Centrum Leczenia Otyłości w Krakowie. – W tym czasie jest w ludziach determinacja, by wywiązać się z noworocznych postanowień i przygotować się do odsłonięcia na wiosnę ciała.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Nauka
Czy naukowcy potrafią przepowiedzieć przyszłość? Jak przewidzieć kolejną pandemię
Nauka
Zaskakujący eksperyment z dzikimi rybami. „Tak, jakby one nas studiowały, a nie odwrotnie”
Nauka
Wilki same się udomowiły? Ciekawy wynik matematycznej symulacji
Nauka
Zaskakujące odkrycie dotyczące jądra Ziemi. Co dzieje się w środku planety?
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Nauka
"Ogromne konsekwencje" decyzji Donalda Trumpa. Wstrzymane badania nad HIV i malarią
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń