Polskie Radio w rękach dyletantów

W ciągu 1,5 roku kierowania Polskim Radiem przez prezesa Czabańskiego zmarnotrawiło ono kapitał społeczny, który z trudem przez minione 16 lat udało się zgromadzić – piszą byli członkowie zarządu radia publicznego, Stanisław Jędrzejewski i Andrzej Siezieniewski

Aktualizacja: 03.01.2008 10:40 Publikacja: 02.01.2008 19:25

Polskie Radio w rękach dyletantów

Foto: Fotorzepa, Dor Dorota Kaszuba

Red

Jeżeli PiS, jeszcze przed wyborami 2005 r., zarzucało Polskiemu Radiu, cieszącemu się wówczas najwyższym zaufaniem społecznym, a także Telewizji Polskiej, utratę charakteru mediów publicznych, obiecując podczas kampanii wyborczej, że im go przywróci, to później zrobiło wszystko, by nie tylko ośmieszyć samą ideę mediów publicznych, ale i uczynić je karykaturą samych siebie. Przez minionych 17 miesięcy, kiedy to nastały w radiu czasy Czabańskiego, nieustannie udowadniano nam, że media publiczne nie są dobrem wspólnym, lecz pozostają w dyspozycji jednej partii. Kierownictwo PR przeniosło PiS-owskie wzory walki z układem na teren tych instytucji, wikłając je jednocześnie w bieżące rozgrywki polityczne i stając się w tej walce stroną. Czabański toleruje zresztą ów „układ” i to w najbliższym swoim otoczeniu.

Czytając wywiad prezesa Czabańskiego dla „Rzeczpospolitej” (10 grudnia 2007) można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z cudotwórcą, który na spalonej ziemi, jaką było Polskie Radio przed jego przyjściem, zbudował coś z niczego. Mamy jednak wrażenie, że obecny prezes zbyt łatwo przypisuje sobie nieswoje przecież zasługi lub po prostu mija się z prawdą. I tak:

1. Wydany dwa miesiące temu werdykt Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów o bezprawnym zawyżaniu cen przez spółkę TP EmiTel jest skutkiem podjętej trzy lata temu przez zarządy Polskiego Radia i TVP wspólnej akcji, której celem było pozwanie TP EmiTela za stosowanie praktyk monopolistycznych. Całą pracę analityczną wykonano w roku 2005, wtedy też sformułowano wnioski, zaangażowano prawników i uruchomiono procedurę, która w tym roku zakończyła się sukcesem strony skarżącej.

2. Umowy ze stowarzyszeniami zarządzania prawami autorskimi są takie, jakie być mogły, gdy Polskie Radio zawierało je na początku obowiązywania ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, wyjątkowo zresztą niekorzystnej dla nadawców i w sytuacji, gdy kształtowała się dopiero praktyka jej stosowania. Decydującą rolę w narzuceniu rozwiązań odegrała Komisja Prawa Autorskiego powołana przez ministra kultury, która w pierwszej kolejności troszczyła się o interesy twórców. Polskie Radio, w odróżnieniu od stacji komercyjnych, w żadnym przypadku nie mogło powstrzymywać się od opłat, do czego rok temu namawiał Krzysztofa Czabańskiego jeden z jego nieodpowiedzialnych doradców.

3. System komputerowy kupiono kilka lat temu po szczegółowej analizie oferty rynkowej. Przestudiowano doświadczenia największych radiofonii europejskich i światowych. Wybrano rozwiązanie najnowocześniejsze integrujące cyfrową obróbkę tekstów i dźwięków oraz umożliwiające cyfrową emisję. Na świecie działa około półtora tysiąca takich instalacji, a zatem można powiedzieć – dołączyliśmy do najlepszych.

4. Nikt, kto zna rynek radiowy chociaż ze słyszenia, nie mógłby postawić bardziej bzdurnego zarzutu niż ten, że Polskie Radio sprzedawało czas antenowy na reklamy za pośrednictwem brokerów konkurencyjnych stacji komercyjnych. Dzięki udanym umowom, chroniącym interesy PR SA, sprzedaż czasu reklamowego w latach 2000 – 2006 niemal podwoiła się, osiągając w roku ubiegłym blisko 50 mln złotych. Za to za rządów prezesa Czabańskiego nieudolna polityka handlowa doprowadziła do dramatycznego załamania się wpływów z reklamy. Wszystko wskazuje na to, że rok 2007 zamknie się ubytkiem rzędu 10 milionów złotych w stosunku do roku 2006. Prognozy na rok przyszły są jeszcze gorsze, bowiem wygasną umowy podpisane za czasów poprzedniego zarządu. Może zatem prezesowi Czabańskiemu chodzi już dziś o znalezienie alibi dla opłakanych efektów swojej działalności w tej dziedzinie i stąd także propozycja całkowitej rezygnacji ze sprzedaży czasu reklamowego?

Polskie Radio ze swymi czterema programami krajowymi i radiem dla zagranicy od momentu pojawienia się stacji prywatnych, tzn. od 1992 r., działa w otoczeniu niezwykle konkurencyjnym. Konkurencja wkroczyła nawet do tych dziedzin programu, które dotychczas były „zarezerwowane” dla sektora publicznego: muzyka poważna, informacja. RMF Classic czy TOK FM, mimo nieporównywalnie mniejszych, w zestawieniu z publicznymi, zasięgów technicznych, stanowią dla radia publicznego nie lada wyzwanie.

Wiedząc o tym, nowe kierownictwo radia publicznego pod przewodem Krzysztofa Czabańskiego już „na wejściu” zapowiadało utworzenie konkurencyjnego dla liberalnego TOK FM – całodobowego programu informacyjnego. Szybko okazało się, że nie ma armat, tzn. ani pieniędzy, ani niezbędnych częstotliwości tworzących jakąś, choćby ułomną sieć, ani – i to chyba najważniejsze – pomysłu i ludzi, którzy taką stację umieliby stworzyć. Co więcej, przez blisko 1,5 roku kierowania Polskim Radiem przez prezesa Czabańskiego radio publiczne pozbyło się wielu fachowców, marnotrawiąc kapitał społeczny, który z takim trudem przez minione 16 lat udało się zgromadzić. Przykłady wydalenia z Polskiego Radia znanych i uznanych dziennikarzy, red. red. Tadeusza Sznuka, Romana Czejarka, Andrzeja Żaka, Marii Szabłowskiej, Małgorzaty Słomkowskiej, Krzysztofa Grzesiowskiego, Leszka Nowaka, Wojciecha Wójcika, są nader wymowne.

Troską każdej radiofonii publicznej są młodzi słuchacze w wieku 10 – 20 lat. Dobrym przykładem rozwiązania problemu zachęcenia tej młodzieży do słuchania radia publicznego i tworzonego przez młodych było u nas do niedawna Polskie Radio BIS. Wygląda na to, że i w tej dziedzinie radio publiczne „rzuciło ręcznik”. Po usunięciu z radia niespełna 30-letniego dyr. Kamila Dąbrowy, jego następca (pomińmy litościwie jego nazwisko – dziś kieruje Jedynką) dokonał radykalnych zmian formuły Radia BIS, spychając tę antenę na margines jakiegokolwiek zainteresowania. Teraz dowiadujemy się o nowym pomyśle na ogołocone z częstotliwości i słuchaczy Radio BIS, mianowicie będzie to od wiosny 2008 r. stacja o nieznanej jeszcze koncepcji, ale pod nazwą Radio Euro.

Najważniejszy jest jednak dzisiaj dylemat, czy radio publiczne ma zamykać się w getcie kultury wysokiej, uprawiać tanią propagandę i w sposób sztampowy odwoływać się do historii (zwłaszcza politycznej) i tradycji, ryzykując utratę audytorium, zwłaszcza z kręgu słuchaczy młodych i aktywnych, czy też powinno łączyć w ofercie pozycje z różnych poziomów kultury, otworzyć się na różne środowiska polityczne, artystyczne i naukowe, promować modernizację cywilizacyjną kraju, nie zaniedbując wartości tradycyjnych. Mamy wrażenie, że tych i innych pytań strategicznych nie postawili sobie nowi dyrektorzy anten radia publicznego, a to, co zaproponowali, nie przypadło do gustu słuchaczom. Flagowej stacji radia publicznego – Programowi I – mimo pozyskania częstotliwości dotąd zajmowanych przez Program II i Radio BIS nie przybyło słuchaczy (udział w czasie słuchania w ciągu minionego półtora roku skurczył się o około 2 proc., co oznacza ubytek ponad pół miliona osób), zaś Dwójka jest praktycznie niesłyszalna na południu i wschodzie Polski, a udziały tego programu w czasie słuchania ciągle się zmniejszają, Trójka nie jest w stanie powrócić do poziomu 6,0 proc., zaś RadiRadio BIS ma obecnie udziały śladowe, na poziomie 0,2 – 0,3 proc.

Co więcej, profile Trójki i Jedynki niebezpiecznie „zbliżyły się” do siebie, a nie mając wyraźnego formatu, ich autorzy „kanibalizują” wzajemnie swoje audytoria, zaś nowe audycje czy pasma wprowadza się, kierując się nie wynikami badań, lecz intuicją. Mamy poczucie, że nikt w Polskim Radiu nie koordynuje całej oferty programowej (Biuro Programowe skoncentrowało się na pilnowaniu „jedynie słusznej linii”, która teraz polega na wytykaniu wszelkich potknięć i słabości rządzącej koalicji).

Ale najpoważniejszy zarzut dotyczy czegoś jeszcze innego. Media publiczne są wręcz zobowiązane do budowania agendy narodowej, do inicjowania debaty publicznej. Jest zastanawiające, że radio publiczne kompletnie wycofało się z tych zadań. Decyduje o tym brak klarownej strategii programowej kierownictwa, świeżych pomysłów antenowych dyrektorów, oraz... talentów, które mogłyby to zrealizować. Zamiast zatrudniać sprawnych antenowo dziennikarzy, promować atrakcyjne dla słuchaczy osobowości, zdecydowano się sięgnąć do ludzi, którzy w radiowej hierarchii dziennikarskiej nigdy nie zajmowali pozycji wybitnych i to wyłącznie z powodów warsztatowych.

Dla inicjowania i prowadzenia debaty publicznej istotne jest wszakże przede wszystkim utrzymanie niezależności politycznej i odporność na naciski ze strony polityków. Tymczasem mamy do czynienia z politycznym serwilizmem, złamaniem autonomii wydawców i fatalną praktyką wyłaniania kadry kierowniczej w skali całego radia i jego poszczególnych komórek. W największym stopniu, wbrew zaleceniom Komitetu Ministrów Rady Europy z 1996 r., w Polskim Radiu pod kierownictwem Krzysztofa Czabańskiego o miejscu dziennikarza na antenie decydują bardziej afiliacje polityczne aniżeli kompetencje.

Prezes Czabański doskonale wie, w jaki sposób uchwalano ustawę o przekształceniach i zmianach w podziale zadań i kompetencji organów państwowych w sprawach łączności, radiofonii i telewizji z grudnia 2005 r., wedle jakiego klucza wybierano zarządy i rady nadzorcze PR i TVP, więc niech nie udaje pierwszego naiwnego, faryzeuszowsko broniąc publicznego charakteru Polskiego Radia, które skutecznie przez z górą rok kompromitował, czyniąc je tubą propagandową PiS.

Z jednym wszakże z Krzysztofem Czabańskim musimy się zgodzić. Robiąc w Polskim Radiu wspólnie z Jerzym Targalskim czystkę, nie napotkali żadnego oporu. Kilkanaście procesów przed sądem to jedynie akt desperacji. Atmosfera strachu przed utratą pracy, którą obaj stworzyli, skutecznie rozbiła z takim trudem przez lata cementowany zespół.

Stanisław Jędrzejewski jest socjologiem mediów. W latach 1994 – 98 był członkiem zarządu Polskiego Radia, a w latach 2003 – 2005 – dyrektorem Programu I PR. W 2005 był członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Andrzej Siezieniewski jest związany z radiem od 1972 roku, gdy był reporterem, korespondentem zagranicznym i prezenterem programów informacyjnych. Od 1998 roku był członkiem zarządu PR. W latach 2002 – 2006 pełnił obowiązki prezesa Polskiego Radia.

Jeżeli PiS, jeszcze przed wyborami 2005 r., zarzucało Polskiemu Radiu, cieszącemu się wówczas najwyższym zaufaniem społecznym, a także Telewizji Polskiej, utratę charakteru mediów publicznych, obiecując podczas kampanii wyborczej, że im go przywróci, to później zrobiło wszystko, by nie tylko ośmieszyć samą ideę mediów publicznych, ale i uczynić je karykaturą samych siebie. Przez minionych 17 miesięcy, kiedy to nastały w radiu czasy Czabańskiego, nieustannie udowadniano nam, że media publiczne nie są dobrem wspólnym, lecz pozostają w dyspozycji jednej partii. Kierownictwo PR przeniosło PiS-owskie wzory walki z układem na teren tych instytucji, wikłając je jednocześnie w bieżące rozgrywki polityczne i stając się w tej walce stroną. Czabański toleruje zresztą ów „układ” i to w najbliższym swoim otoczeniu.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Media
Linearna telewizja walczy o widza. Pomagają technologie
Media
Kina szukają pieniędzy na laserowe projektory. Uratuje je FEnIKS?
Media
„Rzeczpospolita” w finale prestiżowego konkursu INMA Global Media Awards 2025
Media
UOKiK ukarał znanych celebrytów. Chodzi o kryptoreklamy
Materiał Promocyjny
O przyszłości klimatu z ekspertami i biznesem. Przed nami Forum Ekologiczne
Media
Pracownicy „Washington Post” otwarcie buntują się przeciwko Jeffowi Bezosowi