Dopiero przed kilkoma dniami opinia publiczna dowiedziała się o jednej z najbardziej bulwersujących zbrodni III RP, jaka miała miejsce przed 19 laty – porwaniu i zamordowaniu młodego poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. Jedynego jak do tej pory zabitego dziennikarza w wolnej Polsce. Zabójstwo do dziś jest niewyjaśnione. Zaś śledztwo w tej sprawie wiernie odtwarza grzechy organów ścigania w wielu innych głośnych zbrodniach, choćby w sprawie Krzysztofa Olewnika.
W momencie porwania Jarosław Ziętara miał ledwie 24 lata, ale już duży dorobek zawodowy. Pracowity, inteligentny i utalentowany. Znał biegle trzy języki i uczył się czwartego. Ze względu na te przymioty stał się łakomym kąskiem dla służb specjalnych. Większość jego publikacji zbiegała się z zainteresowaniem służb, a pisał o sprawach bulwersujących, drażliwych. O przekrętach celnych i paliwowych oraz o szmuglu na granicy wschodniej. Kilka tekstów poświęcił przekrętom w prywatyzacji. UOP składał mu propozycje stałej pracy, a kiedy to się nie powiodło, podjął próby wciągnięcia go do tajnej współpracy.
Nic nie zapowiadało dramatu, kiedy 1 września 1992 r. Ziętara wyszedł z domu do swojej „Gazety Poznańskiej". Do redakcji jednak nie dotarł. Zniknął.
Czytaj w tygodniku "Uważam Rze" oraz na uwazamrze.pl