Egzotyczni kandydaci chcą do Belwederu

Jak przed każdymi wyborami prezydenckimi, tak i tym razem start zapowiedzieli kandydaci niemający dotąd nic wspólnego z polityką.

Publikacja: 18.02.2015 23:01

Belweder

Belweder

Foto: Fotorzepa/Darek Golik

– Pracując w Niemczech jako opiekun starszych osób, od moich podopiecznych często słyszałem: „Startuj na prezydenta Polski". Widzieli we mnie jakąś siłę – mówi Artur Głowacki, mieszkaniec Wałcza w woj. zachodniopomorskim. W przeszłości bezskutecznie starał się o posadę burmistrza tego miasta, a potem prezydenta Gdańska. Teraz zamierza zostać prezydentem Polski.

Wśród potencjalnych lokatorów Belwederu najczęściej wymienia się urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego i kandydatów największych partii. Start ogłosiły też osoby mniej liczące się w tym wyścigu, choć wciąż rozpoznawalne, takie jak muzyk Paweł Kukiz i reżyser Grzegorz Braun. Jednak lista aspirujących do najwyższego urzędu jest o wiele dłuższa.

Artur Głowacki w przeszłości m.in. handlował biżuterią i organizował wycieczki. Wcześniej skończył Wyższą Oficerską Szkołę Samochodową w Pile. Dlatego uważa, że ma odpowiednie kompetencje, by być zwierzchnikiem sił zbrojnych. Podkreśla też dobrą znajomość języka rosyjskiego. – Z Putinem będę rozmawiał sam, nie muszę mieć tłumaczy. Wypijemy kawę, drinka, na pewno się dogadamy – mówi. Głowacki dodaje, że zależy mu na zwycięstwie kandydata bezpartyjnego, więc jest w kontakcie telefonicznym z innym potencjalnym lokatorem Belwederu – Romanem Włosem.

Tego drugiego można uznać za weterana wyborów prezydenckich. Komitet wyborczy usiłował zarejestrować też w 2005 i 2010 roku. – Zabrakło mi niecałe 100 tysięcy podpisów – wspomina Włos. By się znaleźć na karcie wyborczej, trzeba zebrać właśnie 100 tys. podpisów.

Przed poprzednimi wyborami udało mu się przyciągnąć uwagę mediów, bo obiecywał m.in. program „Tanie latanie", w ramach którego każda rodzina miała otrzymać lotniczy środek transportu. Mieszka w Katowicach, gdzie utrzymuje się z prac dorywczych. „Rzeczpospolitej" mówi, że zdecydował się kandydować, bo jest „frajersko wręcz uczciwy".

– To ośmieszanie państwa – komentuje politolog dr Wojciech Jabłoński. Na tym nie kończy się lista egzotycznych kandydatów. Partia Libertariańska wystawiła muzyka Waldemara Deskę, który zasłynął sporem prawnym o postawioną bez pozwolenia szopę w Kazimierzu.

Z mało znanych kandydatów merytoryczne wrażenie robi Włodzimierz Zydorczak, działacz Krajowej Izby Gospodarki Nieruchomościami. – W styczniu zawiązaliśmy stowarzyszenie Obywatelska RP. Naszym celem jest państwo obywatelskie i wolność gospodarcza – mówi Zydorczak i wyjaśnia, że zrzeszenie chce wystawić listy do Sejmu, a jego start ma służyć promocji stowarzyszenia.

Doktor Jabłoński uważa, że start takich osób nie byłby możliwy, gdyby nie wadliwa konstrukcja kodeksu wyborczego. – Zgłoszenie kandydatów powinno być obłożone większymi obostrzeniami. Do upływu terminu zbiórki podpisów takie osoby mają taki sam status jak kandydaci dużych partii – tłumaczy.

Zgodnie z kalendarzem wyborczym kandydaci mają czas do 16 marca, by złożyć pierwszy tysiąc podpisów i zarejestrować komitet. Na zebranie kolejnych 99 tysięcy mają czas do 26 marca. Jednak w przeszłości niektórym egzotycznym kandydatom udało się spełnić ustawowe wymogi do rejestracji. W 1995 roku kandydowali m.in. producent bioenergetycznych wkładek do obuwia Kazimierz Piotrowicz oraz artysta kabaretowy Jan Pietrzak.

Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”
Kraj
Ministerstwo uruchomiło usługę o wulgarnym akronimie. Prof. Bralczyk: To niepoważne