Monika Kuszyńska przyjechała z piosenką „In The Name Of Love", do której napisała słowa. Kompozytorem jest Jakub Raczyński. Wystąpiła jako ostatnia w gronie 17 uczestników drugiego półfinału. W wyniku głosowania telewidzów musiało odpaść przedstawicieli siedmiu krajów. Polka znalazła się zatem w szczęśliwej dziesiątce, ale organizatorzy nie podają szczegółowych wyników, nie wiadomo zatem, jakie dokładnie miejsce zajęła w tej półfinałowej rywalizacji.
W sobotnim finale wystąpi dziesiątka zwycięzców pierwszego półfinału, który odbył się we wtorek, dziesiątka wyłoniona w czwartkowy wieczór oraz uczestnicy z państw, które nie muszą stawać do wstępnych zmaganiach. Są to: Francja, Hiszpania, Wielka Brytania, Włochy – kraje założycielskie konkursu, Austria (triumfator ubiegłorocznej edycji) oraz zaproszona specjalnie z okazji 60-lecia konkursu Australia.
Przebieg obydwu półfinałów wskazuje, że finał zapowiada się mało interesująco. To będzie wieczór nudnego, na ogół smętnego śpiewania. Specjalizują się w tym przedstawiciele krajów, które niewiele znaczą w światowym showbiznesie jak Albania, Armenia, Azerbejdżan, Czarnogóra, Cypr, Gruzja, Islandia, Litwa, Łotwa lub Słowenia. Na ich tle najciekawiej prezentują się propozycje tych, którzy zawsze odgrywają czołową rolę w kolejnych edycjach Konkursu Eurowizji: Wielkiej Brytanii, Włoch czy Niemiec. Nie należy się również spodziewać w tym roku żadnych obyczajowych prowokacji takich, jaką w ubiegłym roku sprawiła genderowa Conchita Wurst, pokonawszy stawkę rywali.
Finałowa grupa jest zdecydowanie muzycznie i wokalnie bezbarwna, a to stwierdzenie odnosi się również do Polki, Moniki Kuczyńskiej. Na takim tle wyróżnia się utalentowany Guy Sebastian z Australii czy żywiołowy 16-latek z Izraela, Nadav Guedj, ale gusty telewidzów z kilkudziesięciu krajów biorących udział w głosowaniu są doprawdy nieprzewidywalne.