Obrońcy zwierząt wczoraj pojawili się w Bielawie. I na jednej posesji znaleźli skatowanego małego psa.
"Bezduszny człowieku, zawiadamiamy prokuraturę. To nie przypadek, że dwa psy w ciężkim stanie pochodzą z Twojego podwórka. Wstydziłeś się dziś sąsiadów, prosiłeś, by wjechać na posesje i tam spakować psa Maxa. Słusznie - wstydź się. Widzimy się w sądzie" – napisała Ekostraż na swoim profilu w mediach społecznościowych.
To była jej druga interwencja w tym miejscu. Kilka tygodni temu wolontariusze Ekostraży pojechali do Bielawy i na jednej z posesji znaleźli małego psa.
"Ogrom nieszczęścia u tego malucha nas zmiótł. Liczne rany głowy, wielki krwiak za okiem, który wypchnął gałkę oczną, a ta wskutek wyschnięcia nadaje się już tylko do usunięcia. Gdyby temu psu udzielono pomocy, oko byłoby do uratowania. Ale nie udzielono. Jego główka cała pokryta jest małymi ciętymi ranami - od narzędzia?" - relacjonowała wrocławska Ekostraż.
Dlaczego zwierzę było w takim stanie? Wolontariusze przypuszczają, że rany zadał człowiek. Właściciel domu, przy którym znaleziono tego psa, wypierał się, że go zna.