Dziewczynka była przesłuchana w obecności psychologa. Potwierdził, że dziecko nie ma skłonności do konfabulacji. Ponadto kobieta zeznała, że spotkała się z ojcem Marka i powiedziała mu o tym, co widziała przed domem Katarzyny. – Byłam wtedy z koleżanką. Ona nie jest zainteresowana nagłośnieniem tej sprawy. Chce jedynie 80 mln zł – zaproponowała kobieta.
Ojciec Marka miał zgodzić się na zapłacenie tej kwoty. – Później jeszcze kilka razy dzwonił i wypytywał o koleżankę – mówiła śledczym krewna Marka.
Jak ujawniamy dziś prowadzący sprawę mogli urządzić prowokację, by potwierdzić, czy kobieta mówi prawdę. Nie zrobiono tego. Rok później, czyli w 2003 roku, prokuratura zdobyła zeznania mężczyzny, który powiedział, że pod Kolnem widział samochód, z którego dwóch mężczyzn wyciągało foliowy worek. Śledczy nie sprawdzili nigdy samochodów Marka i jego ojca.
Prawdopodobnie tylko dwójka dzieci Marka i Katarzyny wie, co się działo w nocy, kiedy zaginęła ich mama. Świadek, który mieszka obok domu Marka, zeznał, że widział w nocy Katarzynę w kuchni. Dziewczyna gestykulowała rękoma. – Tak jakby z kimś rozmawiała – zeznał sąsiad. Kto był w kuchni oprócz kobiety? Tego sąsiad nie widział. Oprócz małżonków w domu były jeszcze ich dzieci. Prokurator jednak o feralnej nocy z nimi nie rozmawiał.
Jak ujawniamy dziś przesłuchanie córki odbyło się bez udziału psychologa dziecięcego w gmachu prokuratury. Dziewczynce towarzyszyła tylko jej ciotka (siostra Katarzyny) i pedagog szkolny. Prokurator przerwał przesłuchanie, kiedy dziecko podważyło zeznania ojca. Skandalicznie zachowała się pedagog. Jeśli wierzyć zeznaniom siostry Katarzyny, pedagog miała zapytać dziewczynkę: – Drogie dzieci, powiedzcie, czy to tatuś zabił mamusię.
Przez dwa lata prokuratura nie przeszukała domu Marka i Katarzyny, mimo że rodzina prosiła o to od samego początku. Kiedy już to zrobiono, śledczy nie szukali jednak śladów krwi. Do domu nie wzięto też policyjnych psów.