W poniedziałek białoruską stolicę odwiedził zastępca doradcy sekretarza stanu USA George Kent. Wiele wskazuje na to, że udał się tam jedynie po to, by spotkać się z szefem białoruskiego MSZ Uładzimirem Makiejem, który przekazał Waszyngtonowi ważną wiadomość. Władze w Mińsku oficjalnie ogłosiły całkowite zniesienie wszelkich ograniczeń dotyczących ilości amerykańskich dyplomatów na Białorusi. Oznacza to, że powrót amerykańskiego ambasadora do Mińska i białoruskiego do Waszyngtonu może być jedynie kwestią czasu. To przełom w białorusko-amerykańskich relacjach, ponieważ od ponad dziesięciu lat kraje utrzymują stosunki na poziomie chargé d'affaires.
– Stosunek do Stanów Zjednoczonych w Mińsku znacząco się zmienił. Zmieniło się też podejście Białego Domu. Za czasów George'a W. Busha i Baracka Obamy kwestia wprowadzania demokracji na całym świecie odgrywała dużą rolę, administracja Trumpa powróciła natomiast do pragmatyzmu – mówi „Rzeczpospolitej" Jury Caryk, politolog z mińskiego Centrum Badań Strategicznych i Polityki Zagranicznej, były analityk Centrum Informacyjno-Analitycznego prezydenta Łukaszenki.
Gdy w 2008 roku Mińsk opuszczała ambasador Karen Stewart, białoruskie władze oskarżały USA o „ingerencje w wewnętrzne sprawy kraju", wspieranie białoruskiej opozycji, a nawet próbę przewrotu. Relacje z USA załamały się powodu wyborów prezydenckich w 2006 roku, gdy Łukaszenko brutalnie rozpędził powyborcze protesty i na ponad dwa lata wsadził do więzienia jednego ze swoich rywali Aleksandra Kazulina (byłego rektora Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego). Po spotkaniu z jego córką ówczesny prezydent USA Georg Bush wprowadził w 2007 roku wobec Białorusi bolesne sankcje gospodarcze (objęły m.in. największy koncern paliwowy Biełnaftahim). Rok później Łukaszenko ułaskawił Kazulina, ale Waszyngton do dzisiaj nie zniósł sankcji, a jedynie zawiesił je w 2017 roku. Z tego powodu białoruskie władze traciły setki milionów dolarów rocznie.
Wprowadzone przez Busha sankcje personalne prezydent USA Donald Trump konsekwentnie przedłuża od dwóch lat. Łukaszenko i jego starszy syn Wiktor nadal są personami non grata w USA. Na liście znajduje się jeszcze ośmiu byłych i obecnych współpracowników prezydenta Białorusi.
Na razie to Łukaszence bardziej zależy na ociepleniu relacji z USA. Kluczem do zrozumienia sytuacji może być trwający od miesięcy konflikt z Moskwą, która domaga się „głębszej integracji" w zamian za dotychczasowe wsparcie finansowe Białorusi. We wtorek podczas narady w Mińsku Łukaszenko przyznał nawet, że ocieplenie relacji Białorusi z Zachodem „wywołuje w Moskwie alergię, a nawet histerię". – W warunkach toczącej się wojny pomiędzy Rosją a USA, polityka Łukaszenki wobec Waszyngtonu jest traktowana jako zdrada – mówi „Rzeczpospolitej" rosyjski politolog Siergiej Markow. – W ten sposób Mińsk próbuje szantażować Moskwę.