Losowanie numerów list przeprowadzone przez Państwową Komisję Wyborczą w zeszłym tygodniu mogło kojarzyć się z podobnymi imprezami organizowanymi przed ważnymi turniejami piłkarskimi. Przedstawiciel komisji losował nazwę komitetu. Wtedy do stolika podchodził przedstawiciel tego komitetu i osobiście wybierał z drugiego naczynia numer listy.
Gdy pełnomocnik wyborczy komitetu PiS Krzysztof Sobolewski wylosował jedynkę, w siedzibie partii przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie można było usłyszeć wybuch radości (na kolejnych miejscach znalazły się PO, Partia Razem, KORWiN, PSL, Zjednoczona Lewica, Kukiz'15 i Nowoczesna Ryszarda Petru). Od zeszłorocznych wyborów samorządowych kolejność list ma znaczenie nie tylko symboliczne.
Dr Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego oszacował bowiem, że PSL, który w wyborach do rad sejmików i powiatów był pierwszym komitetem w książeczce, mógł uzyskać dzięki niemu bonus w postaci dodatkowych 700 tys. głosów. Flis zauważył, że w powiatach, w którym PSL startował pod lokalnym szyldem, zyskiwał PiS, który wskakiwał z drugiej na pierwszą stronę. Tyle że tym razem pierwszy komitet będzie dopiero na trzeciej stronie. Na pierwszej będzie instrukcja, jak głosować, a na drugiej spis treści, w którym zostaną wymienione wszystkie komitety. Według ekspertów nie będą to jednak rozwiązania, które wyeliminują ryzyko pomyłek.
– Intencja była szlachetna, ale wykonanie złe. Spis jest wykonany tą samą czcionką co listy, nie ma na nim żadnego graficznego wyróżnienia, choćby strzałki, która odsyłałaby na kolejne strony – mówi dr Adam Gendźwiłł z Uniwersytetu Warszawskiego.
Podobnego zdania jest dr Flis. – Intuicyjnie wyczuwam, że spis treści będzie przeszkadzać, zamiast pomóc – wskazuje. Jego zdaniem problemy z wyborów samorządowych, o ile się powtórzą, wystąpią w mniejszej skali.
– Książeczka spowodowała większą liczbę głosów nieważnych i poprawiła wynik ugrupowania pierwszego w kolejności. Były to dwa objawy problemu, którym była źle skonstruowana karta wyborcza – przekonuje Flis.