Katolickie uczelnie w Polsce mają w swoich strukturach fakultety, na których kształcą przyszłych dziennikarzy oraz speców od komunikacji. Jedna z nich nawet w swojej oficjalnej nazwie umieściła frazę „komunikacja społeczna i medialna". Ale mimo tego, że każdego roku ich mury opuszczają szeregi wykształconych ludzi, Kościół ma gigantyczny problem z komunikacją. A z komunikacją w kryzysie w szczególności. Cóż bowiem z tego, że Kościół dysponuje wieloma – wysokonakładowymi – publikatorami. Co z tego, że diecezje mają swoje rozgłośnie lokalne, jest telewizja oraz ogólnopolskie radio, a do tego masa przyjaznych mediów, skoro jedno nieostrożne, nie do końca przemyślane, słowo czy nawet gest potrafią wszystko zniszczyć?