Czujesz narastające napięcie przed październikiem?
Nie. Co nie znaczy, że nie pracuję, ale praca nie musi być podyktowana presją, a motywacja nie musi być podyktowana stresem.
Dużo koncertujesz. To rozgrzewki przed występami konkursowymi?
Tak, ogrywanie programu jest bardzo ważne. Są bardziej gorące okresy, gdy gram koncerty praktycznie dzień po dniu, po czym mam np. tydzień przerwy.
Masz już w pełni przygotowany materiał na październik?
Nie został mi już żaden utwór do zrobienia od zera. Większość jest już gotowa.
Ile czasu spędzasz dziennie nad klawiaturą?
Tyle, ile potrzebuję. A potrzebuję całkiem sporo. Wychodząc na scenę muszę wiedzieć, że jestem naprawdę dobrze przygotowany. Liczy się dla mnie regularność. Gdy mogę sobie na to pozwolić, spędzam pół dnia przy instrumencie. Co nie oznacza, że cały czas gram, trzeba robić przerwy. Jeśli chce się grać intensywnie przez cztery godziny, to z przerwami wychodzi ponad sześć godzin.
Zamierzasz oglądać eliminacje?
Może kliknę w post, gdy przeglądając Facebooka natknę się na tytuł „Objawienie eliminacji” (śmiech). Pytanie dotyczy zapewne tego, czy my się nawzajem porównujemy. Cóż, lepiej porównywanie zostawić jurorom. Poza tym nie da się obiektywnie ocenić własnej gry. A warsztatowo i tak wszyscy muszą być fantastyczni.
Masz kontrolę nad tremą? Jak radzisz sobie ze stresem?
Pierwszy sposób to dobre przygotowanie. Poza tym mnie najszybciej uspokaja spokojny, kontrolowany oddech przed wyjściem na scenę. Oczywiście ciężko czuć się zrelaksowanym już na samym początku grania. Takich sytuacji nie ma. Ale gdy uda mi się zagrać jakąś frazę w zadowalający sposób, zaczyna uruchamiać się machina, zaczynam kreować. Gdy zasłucham się w dźwięki, trema ustępuje.
Miałeś przygodę z muzyką folkową. Jak to się zaczęło?
Tak, byłem blisko tej muzyki w dzieciństwie. Dziadek pochodzi z Podhala, był samoukiem. Grał na skrzypcach i akordeonie.
Wtórowałeś mu? Próbowałeś sięgać po skrzypce i akordeon?
Tak, dokładnie tak było. Początkowo nie było mnie widać zza tego akordeonu (śmiech). W pewnym momencie zacząłem grać lepiej niż on. To były miłe początki, dość naturalne. Śpiewaliśmy typowo po góralsku, na całe gardło.
Siedzi to w tobie głęboko?
Porusza mnie na pewno. Dziadka również. On nie mieszka już górach, przeprowadził się na Śląsk, mieszka w mieście. Nie ma na co dzień styczności z tą muzyką. Poszliśmy kiedyś do karczmy, gdzie grała kapela. Pamiętam, że bardzo się wzruszył.
„Gdy jako dziecko zaczynałem grać, nie było mnie widać zza akordeonu”
A jazz?
Jazzu słucham, choć nie zawsze rozumiem, bo i na takie albumy trafiam. Ale może nie muszę rozumieć? Może powinno się dać ponieść muzyce? Jestem blisko jazzu, bo pochodzę z Bielska-Białej, gdzie tradycja jazzowa jest bardzo głęboka. Organizowana jest tam od lat Bielska Zadymka Jazzowa, Jesień Jazzowa im. Tomasza Stańko. Na przestrzeni lat przewinęły się na bielskiej scenie największe nazwiska światowego jazzu.
Ale sam też grywasz jazz…
Amatorsko. W Bielsku świetnie działa big-band, grałem tam przez wiele lat. Wszyscy chcieli w nim grać. Niektórzy doskonale improwizowali. Ja też miałem świetnego nauczyciela od improwizacji jazzowej.
Zdarza ci się do tego wracać?
Bardzo często, ale gram jazz tylko dla siebie albo w gronie najbliższych.
Profesorowie nie mają nic przeciwko? Wiedzą o tym?
Wiedzą. Z profesorem Mirosławem Herbowskim znamy się długie lata, on wie, że to we mnie siedzi. Czasem mówi, żebym się nie ujawniał z tą odsłoną muzycznej duszy (śmiech). Ale przecież lwia część twórczości Chopina wywodzi się z improwizacji. Może nie chciałbym aż tak blisko poznać Chopina. Nie wiem, o co bym go zapytał… Ale ile bym dał, żeby usłyszeć jakieś nagrania, kiedy improwizował! Chciałbym usłyszeć rozszerzoną wersję Poloneza-Fantazji, 22-minutową. On był nieprawdopodobnym improwizatorem.
Muzyka Chopina zajmuje specjalne miejsce w Twoim sercu? Czy są jeszcze inni, którzy robią na tobie wrażenie?
Jest oczywiście paru innych. Ale muzyka Chopina ma w sobie pierwiastek bardzo ludzki. Jeśli Beethoven opowiada muzyką o wszechświecie, o problemach ludzkości, to muzyka Chopina jest intymnym wyznaniem, płynącym z głębi serca. Ciężko to czasem przełożyć na scenę w filharmonii. Jego kompozycje mają ogromną siłę, ale są bardzo prywatne, a przy instrumencie w wielkiej sali trzeba odrobinę przesadzić, żeby to było czytelne dla słuchaczy. Muzyka Chopina mnie bardzo fascynuje i niezmiennie porusza.