– W ciągu 48 godzin Ukraińcy błyskotliwie wykonali stosunkowo nieduży atak oddziałami zmotoryzowanymi, który doprowadził do odbicia terenów w obwodzie charkowskim. Odzyskali kluczowe pozycje, które wpłyną na linie zaopatrzeniowe Rosjan. Jest też bonus w postaci wyczerpywania rosyjskich oddziałów i podniesienia morale własnych – opisał sytuację były dowódca amerykańskich wojsk w Europie, generał Mark Hertling.
Ukraińcy uderzyli na południowy wschód od Charkowa. W ciągu jednego dnia zdobyli niewielkie miejscowości Werbiwka (wraz z dużymi rosyjskimi magazynami wojskowymi) oraz Bałakliję (tam jednak nadal toczą się walki). Rosyjskie dowództwo, cały czas wysyłające oddziały do ataku w Donbasie i posyłające rezerwy pod Chersoń, nagle zorientowało się, że ich wojskom w miejscowości Izium może grozić okrążenie. Zgrupowanie to od północy zagrażało ukraińskim obrońcom Donbasu. Teraz nagle samo zostało zagrożone ukraińskim atakiem.
Uderzenie spadło na odcinek frontu obsadzony przez drugorzędne oddziały rosyjskie, w tym Gwardię Narodową
„Bez paniki. Tam byli tylko żołnierze z poboru” – w tak dziwny sposób próbował uspokajać wszystkich główny propagandysta Kremla Władimir Sołowiow. Ale jego wezwania nie dotarły do najbardziej zainteresowanych, czyli żołnierzy na froncie. A ci wpadli panikę i zaczęli porzucać pozycje. Atakującym sprzyjały zalesione tereny, różniące się znacznie od stepów Donbasu.
– Nie wygląda na to, by te chłopaki były przygotowane do walki… Może nawet nie wiedzieli, że walka się zbliża. Ukraiński sztab generalny odwalił kawał dobrej roboty w zakresie ochrony informacji – stwierdził kolejny były dowódca armii USA w Europie, generał Ben Hodges.