Gdy rosyjska armia rozpoczęła inwazję na Ukrainę, Moskwa stawiała na uderzenie z północy na Kijów od strony Białorusi. Liczono, że zaopatrzenie nadejdzie drogą kolejową. I tu zaczęły się schody, bo na terenie Białorusi uaktywnili się „kolejowi dywersanci”, którzy zakłócili logistykę Rosjan.
W niedzielę „Washington Post” doszedł do wniosku, że białoruscy partyzanci „uniemożliwili szturm Kijowa”. Dziennik nazwał to nawet „drugą wojną kolejową”, nawiązując do partyzantki w czasach II wojny światowej. To dlatego miały się pojawić oczekujące na paliwo i inne zaopatrzenie wielokilometrowe kolumny rosyjskich czołgów i samochodów opancerzonych na północ od Kijowa, które w pierwszych tygodniach wojny obserwował świat.