- Wielu moich bliskich zostało w Mariupolu. Zostali tam moi sąsiedzi, uczniowie z mojej szkoły, nauczyciele, ojciec niedawno cudem wydostał się z Mariupola. To co oni mi opowiadają to tragedia. Koleżanka mówiła mi, że kasza gryczana, którą ugotowali, musiała im wystarczyć na miesiąc, bo nie było dostępu do jedzenia. Musieli topić śnieg, aby mieć wodę - mówiła Gorbowa.
- Teraz w Mariupolu nie ma śniegu. Ludzie, którzy zostali nie mają dostępu do wody, jedzenia, szansy, aby się ewakuować. Osoby, które nie mają samochodów lub których samochody zostały zniszczone nie mogą wyjechać. A tam zostało dużo dzieci, niemowląt, inwalidów. Mariupol jest w okropnym stanie - przyznała.