Reklama

Wojna Rosji z Ukrainą. Na froncie zapadła cisza

Rosyjskie wojska zatrzymały się pod Kijowem i innymi dużymi miastami, próbując podciągnąć rezerwy.

Publikacja: 07.03.2022 19:55

Ukraiński żołnierz na froncie na północny wschód od stolicy

Ukraiński żołnierz na froncie na północny wschód od stolicy

Foto: Aris Messinis/AFP

– Obecnie służba w obronie terytorialnej czy w armii to już nie obowiązek, ale przywilej. Mam znajomych w Kijowie, którzy chcieli dawać łapówki za przyjęcie do jakiegoś batalionu. (…) Zdumiewająca rzecz, gotowi byli płacić łapówki, by móc ryzykować własne życie. Myślę, że takie rzeczy dzieją się nie tylko w Kijowie, ale i w innych miastach – mówił dziennikarzom Paweł Kazarin, dziennikarz z Kijowa i żołnierz obrony terytorialnej od drugiego dnia wojny.

Kazarin jest Rosjaninem urodzonym na Krymie, ale – jak sam mówi – „znikają teraz wszelkie podziały: społeczne, majątkowe, wiekowe, płciowe” (w jego oddziale są np. dwie dziewczyny „młodsze od karabinów, które dostały”).

Szukanie rezerw

Na razie jego batalion jedynie patroluje ulice. Rosyjska armia bowiem zatrzymała się na zdobytych pozycjach.

Rosjanie przecięli drogę prowadzącą z Kijowa na zachód, strzelaniny trwają też na północny zachód i północ od miasta, w miejscach poprzednich, zaciekłych walk (m.in. Irpeń, Bucza). Wojska Kremla podeszły też do stolicy od południowego wschodu, w okolicach międzynarodowego lotniska Boryspol. Ale miasto nie jest zablokowane.

– Widać już doskonale, że plan szybkiego podboju Ukrainy nie udał się. Plan B to okrążenie i blokada (dużych) miast, takich jak Charków, Mariupol, Kijów, Odessa. Możliwe, że i on się zawali. Na razie zablokowano tylko Mariupol. Nawet Charków, który leży praktycznie na samej granicy z Rosją, nadal nie jest okrążony – wyjaśnia wydaniu „Nastojaszczije Wriemia” Rusłan Lewijew z grupy dziennikarzy śledczych Conflict Intelligence Team.

Reklama
Reklama

Na drogach dojazdowych do Charkowa stoją rosyjskie oddziały, ale nawet nie na wszystkich. Poza tym Ukraińcy odbijają miasta leżące na obrzeżach metropolii. O Odessie rosyjska armia nawet nie ma co na razie marzyć. Po zdobyciu Chersonia jej natarcie utknęło na wybrzeżu Morza Czarnego w nadmorskim Mykołajiwie, gdzie Ukraińcom udało się nawet odbić lotnisko.

Czytaj więcej

Czerwony Krzyż: Droga ewakuacyjna z Mariupola jest zaminowana

Eksperci sądzą, że obecna przerwa w działaniach bojowych zainicjowana przez Rosjan – i połączona z propagandowymi propozycjami utworzenia korytarzy humanitarnych – spowodowana jest wyczerpaniem armii Kremla i koniecznością podciągnięcia rezerw.

Dziennikarze śledczy zauważyli ostatnio wśród rozbitych przez Ukraińców wojskowych pojazdów „wozy opancerzone pozbawione kamuflażu, pomalowane po prostu zieloną farbą, jakby wyjechały prosto z fabryki. To budzi podejrzenia, że pojazdy zostały wyciągnięte z jakiegoś magazynu rezerw mobilizacyjnych, a to z kolei oznacza (iż straty są tak wysokie), że pewne rodzaje uzbrojenia zaczynają się kończyć na froncie i trzeba sięgać do zapasów”. Nikt jednak dokładnie nie wie, jakie są rosyjskie straty.

Najemnicy lub mordercy

Podobnie z żołnierzami. Conflict Intelligence Team odnotowuje wycofywanie części zmasakrowanych batalionowych grup bojowych”(które straciły połowę i więcej żołnierzy) na granicę i tam wcielanie do nich uzupełnień. – Zbierają żołnierzy zawodowych z całej Rosji i wysyłają na granicę – mówi Lewijejw.

Może jednak okazać się, że jest ich za mało. A Kreml oficjalnie zaprzeczył, by szykował powszechną mobilizację. Pozostaje jednak jeszcze jedno źródło uzupełnień – najemnicy. „Wall Street Journal” uważa, że Moskwa zbiera „psy wojny” w Syrii, spośród osób mających doświadczenie w walkach ulicznych. Mieliby pomóc w zdobyciu Kijowa. Ośrodek szkoleniowy rosyjskich najemników z grupy „Wagner” (którzy werbują Syryjczyków) znajduje się na zapleczu frontu, w pobliżu Rostowa. Ale na razie nie odnotowano ich obecności na froncie.

Reklama
Reklama

Kreml ponadto ma jeszcze jeden problem. W okupowanych częściach Ukrainy natknął się na sprzeciw obywatelski. Miasta i miejscowości – które Moskwa zwykła uważać za „swoje” i należące do tzw. Noworosji – stawiają opór. W Chersoniu, Kachowce, Nowopskowie czy Starobielsku mieszkańcy demonstrują na ulicach z ukraińskimi flagami, krzycząc „Wynoście się do domu!”. W kilku miejscach rosyjscy żołnierze strzelali do demonstrantów, raniąc idących na czele pochodu.

Zachodnie służby wywiadowcze zaczynają podejrzewać, że aby złamać opór w okupowanych rejonach, FSB szykuje pacyfikacje, w tym nawet publiczne egzekucje. Według szacunków amerykańskich analityków okupacja wymaga 20 żołnierzy na tysiąc mieszkańców podbitego kraju (choć w Czeczenii Rosjanie potrzebowali aż 150). – Biorąc pod uwagę znaczne terytorium Ukrainy, Moskwie będzie trudno zwalczyć pokusę sięgnięcia po terror. To tania i sprawdzona metoda, gdy brakuje żołnierzy – mówi kolumbijski ekspert Sergio Jaramillo.

Konflikty zbrojne
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1389
Konflikty zbrojne
Zmasowany atak powietrzny na Ukrainę. Milion osób w Odessie bez prądu i wody
Konflikty zbrojne
Pete Hegseth odsuwa sekretarza armii od negocjacji pokojowych?
Konflikty zbrojne
„Wojna to sens istnienia Rosji”. Mychajło Podolak o roli USA i przyszłości Europy
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Konflikty zbrojne
Wenezuela oskarża USA o kradzież tankowca i piractwo
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama