Jerzy Haszczyński: Konflikt USA-Iran. Test dla sojuszników Ameryki. Jak w 2003?

Zbliża się czas próby dla amerykańskich sojuszników. Raz już coś takiego przeżywaliśmy na Bliskim Wschodzie - kilkanaście lat temu, też w Iraku, gdzie ciosy zadają sobie teraz Teheran i Waszyngton.

Publikacja: 08.01.2020 13:54

Jerzy Haszczyński: Konflikt USA-Iran. Test dla sojuszników Ameryki. Jak w 2003?

Foto: AFP

Jeżeli jedno państwo atakuje pociskami balistycznymi bazę wojsk drugiego państwa za to, że drugie państwo zabiło czołowego dowódcę pierwszego, który był aktywnym terrorystą, to właściwie mamy do czynienia z wojną.

Na razie nie jest ona w fazie, w której nie ma już odwrotu. Przynajmniej tak się wydaje kilkanaście godzin po ostrzelaniu przez Irańczyków baz na terenie Iraku, w których stacjonują amerykańscy żołnierze. Nie mamy żadnych informacji o zabitych Amerykanach. Chyba wszyscy w Europie mają nadzieję, że tak pozostanie, że ta cisza informacyjna nie zwiastuje amerykańskiej odpowiedzi, mocniejszej, przybliżającej nas do fazy bez odwrotu.

Politycy państw zachodnich, sojuszników USA, przypomnieli słowo symbolizujące nadzieję w sytuacjach nieprzewidywalnych i groźnych „deeskalacja” (po polsku powinno być raczej „dezeskalacja”, tak jak „dezintegracja”, a nie „deintegracja”).

Irańczycy kojarzą się z wielką emocjonalnością, tak też, emocjonalnie, żegnali zabitego generała Kasema Sulejmaniego, ale w polityce podejmują decyzje raczej na zimno. Jeżeli ostrzelali bazę z Amerykanami, nie czyniąc tam szkód, to szanse deeskalacji rosną. Choć na to, że nagle będzie można ogłosić zakończenie tej wojny-niewojny, nie ma co liczyć. Prezydent Trump nie spotka się na szczycie z ajatollahem Alim Chameneiem i nie uściska go, jak Kim Dzong Una - rozbieżność interesów amerykańskich i irańskich jest porównywalna chyba tylko z rozbieżnością interesów USA i Chin.

Eskalacja to czas próby dla amerykańskich sojuszników, dla państw NATO, szeroko pojętego Zachodu. Raz już coś takiego przeżywaliśmy na Bliskim Wschodzie - też w Iraku, gdzie ciosy zadają sobie teraz Teheran i Waszyngton. W 2003 roku Polska stanęła tak blisko u boku Ameryki, że bliżej już nie można. Wbrew opinii Niemiec i Francji.

Wtedy zaangażowanie i to z udziałem wojsk lądowych, co najbardziej kojarzy się z realną wojną, popierały w Polsce prawie wszystkie siły polityczne i znaczna część społeczeństwa.

Świat i Polska się zmieniły, po kilkunastu latach widzimy, że realne wojny na Bliskim Wschodzie są trudne do wygrania. A Iran jest wielekroć trudniejszym przeciwnikiem niż był Irak Saddama Husajna przed siedemnastu laty. To pozwala zachować nadzieję, że sojusznicy USA nie będą musieli podejmować decyzji tak jak w roku 2003.

Jeżeli jedno państwo atakuje pociskami balistycznymi bazę wojsk drugiego państwa za to, że drugie państwo zabiło czołowego dowódcę pierwszego, który był aktywnym terrorystą, to właściwie mamy do czynienia z wojną.

Na razie nie jest ona w fazie, w której nie ma już odwrotu. Przynajmniej tak się wydaje kilkanaście godzin po ostrzelaniu przez Irańczyków baz na terenie Iraku, w których stacjonują amerykańscy żołnierze. Nie mamy żadnych informacji o zabitych Amerykanach. Chyba wszyscy w Europie mają nadzieję, że tak pozostanie, że ta cisza informacyjna nie zwiastuje amerykańskiej odpowiedzi, mocniejszej, przybliżającej nas do fazy bez odwrotu.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich