Jest 2 czerwca 1979 roku. Jan Paweł II odprawia mszę w Warszawie. Telewizja transmituje ją na cały kraj. Papież mówi o dziejach Polski, w tym także stolicy. Tak, to ta sama homilia – o odnowie oblicza ziemi, tej ziemi. Ale zanim papież dojdzie do słynnej puenty, wspomina, że bez Chrystusa „nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi…”.
Nie pada zakazane wtedy słowo „powstanie”. Jan Paweł II nie mówi też wprost o armiach Krajowej i Czerwonej. A jednak to wystarcza, by rozwścieczyć człowieka z kierownictwa partii, Stanisława Kanię. Dzwoni on do Macieja Szczepańskiego, szefa telewizji (zresztą radia też). Domaga się przerwania transmisji i wyłączenia papieskiego mikrofonu. Szczepański odmawia i odkłada słuchawkę. Po chwili ją znów podnosi, by zawiadomić o sprawie Samego Najważniejszego, czyli Edwarda Gierka. Ten go chwali: „Maćku, uczyniłeś bardzo dobrze. Dalej rób swoje, tak jak dotychczas”.
Gierek miał świadomość, że gdyby spełniono żądanie Kani, wybuchłaby straszna awantura. „Jestem pewien, że wszystkie agencje przerwałyby swój normalny serwis i informację o przerwaniu przez komunistów homilii papieskiej podałyby jako informację nadzwyczaj pilną” – wspominał po latach. Ocenzurowanie papieża oznaczałoby pogrążenie Gierka w oczach Zachodu i natychmiastowe odcięcie od kredytów w twardej walucie. A wtedy, w 1979 roku, Polska miała już poważne problemy z ich spłatą.
Szczepańskiemu nie ma co kadzić. To on sterował antenami, na których codziennie trąbiono, jaką to potęgą jest Polska i jak to partia z towarzyszem Edwardem dostatek rodakom zapewnia. Tymczasem w 1979 roku gospodarka nie tylko ledwo zipała pod ciężarem długów, ale też została dobita zimą stulecia kilka miesięcy wcześniej. Cukier już był na kartki, prąd wyłączano, a półki sklepowe z wolna pustoszały…
A jednak propagandzista z Radiokomitetu potrafił się postawić towarzyszowi z Komitetu ważniejszego, bo Centralnego. Potem, gdy to Kania kierował partią, zemścił się na Szczepańskim, wtrącając go na cztery lata do więzienia. Bynajmniej nie za odmowę cenzury papieża. Znalazł się inny pretekst – zawłaszczanie majątku państwowego.