Z jednej strony protesty, które przechodzą przez całą Polskę, są wydarzeniem historycznym. Dziesiątki czy setki tysięcy osób demonstrują na ulicach swój sprzeciw wobec decyzji Trybunału Konstytucyjnego. Rzut oka na media społecznościowe pokazuje, że czerwony piorun, logo strajku kobiet, zyskuje niezwykłą popularność i jest masowo dodawany do zdjęć profilowych użytkowników. Jest to więc poważne zjawisko, choć niektórzy komentatorzy wróżą, że protesty będą się wyczerpywać. Tym bardziej że poniedziałkowe blokady były mniej intensywne niż robiący wielkie wrażenie piątkowy marsz na stolicę.
Z drugiej strony kierownictwo strajku kobiet wydaje się organizować happeningi jakby nie do końca licujące z powagą chwili. Żądanie natychmiastowej dymisji rządu stworzonego przez partię, która rok temu wygrała wybory, a zaledwie parę miesięcy temu odnowiła mandat prezydenta Andrzeja Dudy, nie brzmi realistycznie. Gotów jestem zaryzykować tezę, że Polacy masowo uczestniczą w proteście pomimo radykalizmu postulatów kierownictwa strajku kobiet, a nie właśnie z tego powodu. Liderki strajku kojarzą się bowiem z lewicowym radykalizmem, a ich kolejna tura 13 postulatów nie brzmi do końca poważnie, choć wiele z nich może wpadać w ucho protestującym.
Liderka strajku kobiet Marta Lempart ma na koncie spory sukces organizacyjny, jakim była koordynacja czarnego protestu w 2016 roku, który autentycznie przeraził wówczas kierownictwo PiS swą skalą. Ale sama Lempart w demokratycznych wyścigach nie odnosiła sukcesu – ani gdy chciała zostać prezydentką Wrocławia, ani gdy startowała w wyborach europejskich. Inna liderka tego środowiska, Klementyna Suchanow, w środowisku literaturoznawców uchodzi za wybitnego speca od Gombrowicza, lecz swym poglądom dała wyraz, gdy trzy lata temu rzucała jajkami w samochody rządowe. To nie wróży dobrze nowej inicjatywie, która miałaby zyskać stabilne, masowe poparcie w szybko laicyzującym się, ale wciąż dość konserwatywnym społeczeństwie.
Pomysł instytucjonalizacji ruchu, zbudowania bazy doradców wydaje się pragmatyczny. Doradcy mają pomóc sprofesjonalizować bunt, który zrodził się z masowych protestów. Czy to się uda? Strajk kobiet może podzielić los dotychczasowych zrywów antypisowskich, takich jak KOD czy Obywatele RP, które ostatecznie wylądowały na marginesie życia politycznego. Przegrały z mającymi dobre zaplecze partiami opozycyjnymi. Ale dziś opozycja znajduje się w mizernej sytuacji. Ani liberalna, ani lewicowa nie ma charyzmatycznego lidera.
Konkurencja jest spora: nowy na scenie politycznej Szymon Hołownia mozolnie od miesięcy buduje środowisko i partię, której sondażowe poparcie rośnie. Rafał Trzaskowski ogłosił start swej inicjatywy, która ma wykorzystać kapitał zgromadzony przez prezydenta Warszawy podczas kampanii wyborczej. Strajk kobiet może się więc stać katalizatorem erozji poparcia dla PiS, ale sam może nie odegrać większej roli, tworząc jednak przedpole dla Trzaskowskiego czy Hołowni do szybkiego rozwoju ich ruchów.