Bogusław Chrabota: Dyktatura ciemniaków została

Za sprawą Jakuba Żulczyka dokonuje się to samo, co w marcu 1968 roku, stygmatyzacja osoby i epoki.

Aktualizacja: 25.03.2021 05:00 Publikacja: 24.03.2021 16:23

Jakub Żulczyk i Andrzej Duda

Jakub Żulczyk i Andrzej Duda

Foto: fot. Mariusz Kubik, CC BY 4.0, via Wikimedia Commons | Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Pisarze kształtują obraz epoki. Kto w to nie wierzy, niech sięgnie do archiwów Związku Literatów Polskich. Można w nim znaleźć ślady słynnej historii z lutego 1968 roku, kiedy na forum nadzwyczajnego zebrania Oddziału Warszawskiego ZLP, podczas dyskusji o zdjęciu z repertuaru Teatru Narodowego dejmkowskich „Dziadów”, pisarz, kompozytor i felietonista „Tygodnika Powszechnego” w jednym, Stefan Kisielewski wypowiedział znamienne słowa z tytułu tego felietoniku.

Dotyczyły ni mniej, ni więcej - projektu stanowiska OW w sprawie cenzurowania kultury, a w całości brzmiały tak: „Opowiadam się za rezolucją kolegi Kijowskiego, która stawia sprawę całościowo na tle tej skandalicznej dyktatury ciemniaków w polskim życiu kulturalnym, jaką obserwujemy od dłuższego czasu”.

Bez wątpienia Kisiel rzucił swoją myśl en passant, bez zamiaru stygmatyzowania epoki, ale wyszło inaczej. I to za sprawą samego pierwszego sekretarza nieboszczki PZPR – Władysława Gomułki. Oto bowiem towarzysz Wiesław poczuł się osobiście tą wypowiedzią urażony i w publicznym wystąpieniu oskarżył Kisielewskiego oraz kolegów o nielojalność i pobieranie państwowych dotacji: „Te dotacje i subwencje powstają z pracy narodu, z pracy tych, których jaśnie oświecony wróg Polski Ludowej – Kisielewski, określił pogardliwie mianem ciemniaków”.

Jak pamiętamy Kisiela, z pewnością nie miał na myśli całego narodu, tylko tę jego część, którą faktycznie miał za ciemniaków. Niemniej, niezależnie od intencji, strzał okazał się niezwykle celny, powtarzany przez obie strony „dziadowskiej” afery tak często, że określenie „dyktatura ciemniaków” trafiło na stałe do języka potocznego i podręczników.

Kiedy więc dziś wspominamy Gomułkę i jego towarzyszy, określenie „dyktatura ciemniaków” pojawia się samo. Z automatu. Z ponurym obliczem głównego „ciemniaka”, Władysława Gomułki na planie pierwszym. Czy mogło być inaczej? Pewnie tak. Wystarczyło, by Gomułka nie poczuł się urażony, nie epatował, nie szydził i nie szczuł prasy przeciw literatom. W ogóle nie należy szczuć przeciw literatom. Nie tylko z przyzwoitości, ale też dlatego, że „robią w języku”. Kształtują obraz epoki, w której żyją. Zostawiają trwałe ślady w kulturze.

Nie wiem, czy Jakub Żulczyk jest wybitniejszym pisarzem od Stefana Kisielewskiego. Może. Całkiem możliwe, że rzucił to jedno słowo również en passant. Niemniej właśnie za jego sprawą dokonuje się to samo, co w marcu 1968 roku, stygmatyzacja osoby i epoki. Czyżby w istocie sympatykom prezydenta o to chodziło?

Pisarze kształtują obraz epoki. Kto w to nie wierzy, niech sięgnie do archiwów Związku Literatów Polskich. Można w nim znaleźć ślady słynnej historii z lutego 1968 roku, kiedy na forum nadzwyczajnego zebrania Oddziału Warszawskiego ZLP, podczas dyskusji o zdjęciu z repertuaru Teatru Narodowego dejmkowskich „Dziadów”, pisarz, kompozytor i felietonista „Tygodnika Powszechnego” w jednym, Stefan Kisielewski wypowiedział znamienne słowa z tytułu tego felietoniku.

Dotyczyły ni mniej, ni więcej - projektu stanowiska OW w sprawie cenzurowania kultury, a w całości brzmiały tak: „Opowiadam się za rezolucją kolegi Kijowskiego, która stawia sprawę całościowo na tle tej skandalicznej dyktatury ciemniaków w polskim życiu kulturalnym, jaką obserwujemy od dłuższego czasu”.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich