W sobotę mija 11 lat od katastrofy pod Smoleńskiem. Od ponad pięciu lat u władzy jest PiS i wydawać by się mogło, że ma odpowiednie narzędzia, aby wyjaśnić okoliczności tej tragedii. Nic takiego się nie stało, za to obserwujemy zamęt, który podważa wiarygodność nie tylko PiS, ale i państwa.
Raport komisji Jerzego Millera, przyjęty dziesięć lat temu, opisujący zaniedbania załogi samolotu oraz rosyjskich kontrolerów, został uchylony przez komisję, na czele której stoi Antoni Macierewicz. Ten zaś od wielu miesięcy opowiada, że nowy raport ma już gotowy, ale go nie upublicznił. Nie pokazując dowodów, opowiada, że przyczyną katastrofy był wybuch.
– Nadzieje, które wiązaliśmy z podkomisją smoleńską, zostały w dużej mierze zawiedzione – powiedziała w rozmowie z Gazeta.pl Magdalena Merta, która w katastrofie straciła męża. Zaapelowała do szefa MON o przeprowadzenie audytu działalności komisji Macierewicza. – Miałam nadzieję na odzyskanie wraku. Nie wierzę w badanie przyczyny rozbicia samolotu bez samolotu. Ten kluczowy dowód, wciąż pozostający w Rosji, powinien zostać odzyskany. Polskie władze deklarowały, że będą się starać go odzyskać i że to się w końcu dokona – dodała Merta.
Wydaje się, że nadzieję na dotarcie do prawdy stracił też Jarosław Kaczyński. Na spotkaniu z klubami „Gazety Polskiej" stwierdził, że prawdę można ujawnić wtedy, „gdy mamy ją już na pewno i gdy nikt, kto myśli racjonalnie, odwołuje się do racjonalnych argumentów, nie będzie w stanie jej podważyć".
Chociaż od lat katastrofą zajmuje się prokuratura, trudno mówić o wyjaśnieniu wszystkich wątpliwości. Z ostatniego jej komunikatu wynika, że odpowiedzialnością za wypadek obarcza rosyjskich kontrolerów lotów. To nic innego, jak realizacja ustaleń sprzed wielu lat komisji Millera.