Bartkiewicz: Kidawa-Błońska proponuje pozytywizm zamiast romantyzmu

Małgorzata Kidawa-Błońska przemawiała długo, wspomagała się kartką, czasem się przejęzyczyła – ale ważniejsze jest to, że przedstawiła alternatywną wizję prezydentury wobec prezydentury Andrzeja Dudy.

Publikacja: 29.02.2020 16:09

Bartkiewicz: Kidawa-Błońska proponuje pozytywizm zamiast romantyzmu

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

Cała konwencja inaugurująca kampanię prezydencką Kidawy-Błońskiej była sformatowana tak, aby podkreślić, że w nadchodzących wyborach nie chodzi o starcie osobowości lecz o coś znacznie bardziej fundamentalnego.

Czytaj także: Kierowca seicento i Maciej Stachowiak na konwencji Kidawy

Nie chodzi o starcie Andrzeja Dudy z Krakowa z Małgorzatą Kidawą-Błońską z Ursusa, lecz o starcie władzy silnej (w domyśle – zbyt silnej) z władzą, którą można określić mianem obywatelskiej. Bo gdy władza jest zbyt silna to obywatel (w tej roli na konwencji wystąpili ojciec Igora Stachowiaka i Sebastian Kościelnik, kierowca seicento, w które uderzyła rządowa limuzyna wioząca premier Beatę Szydło) w starciu z nią okazuje się bezradny. Gdy władza jest zbyt silna, to staje się arbitralna i wówczas – tak jak w przypadku Marka Migdala i jego córki Katarzyny, która jako dziecko walczyła z rakiem mózgu – obywatele zostają sami ze swoimi problemami, bo władza zajmuje się tym, co sama uznaje za ważne, a nie tym, co jest ważne dla obywateli. Wreszcie – gdy władza jest silna może pozwolić sobie na to, aby ignorować takie tematy jak np. walka ze zmianami klimatycznymi, bo to władza – a nie społeczeństwo – ustala agendę.

Z drugiej strony jest Małgorzata Kidawa-Błońska, która – jak wynikało z bardzo ocieplającego kandydatkę wystąpienia jej męża, znanego reżysera – nie czeka na pomoc z zewnątrz tylko bierze sprawy we własne ręce (tak było, gdy sprzedawała pierścionek, pamiątkę rodzinną, by jej mąż miał co jeść na studiach; tak było – gdy już w wolnej Polsce – zastawiała swój dom, aby mąż mógł zrealizować wymarzony film). A więc wie, jak to jest być pozostawionym samemu sobie. I obiecuje prezydenturę, w której będzie głosem obywateli, tak aby mieli oni swojego rzecznika w systemie władzy.

O ile bowiem prezydentura Andrzeja Dudy i rządy PiS może być określona mianem romantyczno-ludowej – z filarami w postaci pielęgnowania poczucia dumy narodowej, antyelitarnością i koncentracją na tych, którzy stracili najwięcej w czasie transformacji ustrojowej, o tyle przekaz Kidawy-Błońskiej można określić mianem pozytywistycznego. Owszem – kandydatka PO obiecała, że nic co dane nie zostanie odebrane (a więc gwarantuje świadczenia wprowadzone przez PiS – takie jak 500plus czy 13 emerytura). Zapowiedziała też pewne nowe świadczenia – bo tak należy potraktować obietnice zwolnienia emerytur z podatku, czy pełną realizację obietnicy złożonej przez PiS dotyczącej leków za złotówkę. Główny przekaz dotyczył jednak czegoś innego.

Oto bowiem Kidawa-Błońska obiecuje, że będzie rzecznikiem państwa dla obywatela, dla którego ważniejsze od kolejnego programu z plusem w nazwie jest wyższy poziom usług publicznych (tu warto odnotować zapowiedź ustawy wprowadzającej finansowanie służby zdrowia na poziomie 6 proc. PKB). Obywatela, dla którego ważniejsze od pławienia się we własnej historii jest zmierzenie się z problemami współczesności (Rada Bezpieczeństwa Informacyjnego, którą chce stworzyć kandydatka na prezydent) czy zagrożeniami czekającymi nas w przyszłości (zapowiedziane przez Kidawę-Błońską utworzenie Rady Bezpieczeństwa Klimatycznego). Obywatela, który chce być zamożny pracą własnych rąk, a nie świadczeń z rządowej kasy (zapowiedź walki z inflacją poprzez Radę Polityki Pieniężnej, której część członków powołuje prezydent). Obywatela, któremu bardziej od uderzania pięścią w stół na arenie międzynarodowej zależy na spokoju (zapowiedź szukania w polityce zagranicznej przyjaciół, a nie wrogów), bo spokój daje poczucie stabilności niezbędne do rozwoju. Wreszcie obywatela, który uważa, iż rozwój nauki i kultury, jest równie ważny co rozwój armii. Reasumując: Kidawa-Błońska proponuje spokojną pracę zamiast wielkich, narodowych uniesień i  państwo, które przestaje wyrównywać rachunki krzywd pierwszych 30 lat III RP i przestaje dzielić Polaków na tych, którym owe 30 lat trzeba rekompensować i tych, którzy mają ponosić koszty owego rekompensowania.

W czasie konwencji Kidawa-Błońska kolejny raz udowodniła, że nie jest dobrym mówcą – i nie chodzi nawet o to, że musiała wspomagać się kartką, ale i o drobne przejęzyczenia się i potknięcia w czasie przemówienia (kiedy np. mówiła o poziomie sześć PKB zamiast sześć procent PKB), co zapewne już dziś wzbudza obawę w jej sztabie w perspektywie debat wyborczych. Jednocześnie jednak kandydatce i całej PO udało się pokazać swój pomysł na nadchodzące wybory. Nakreślona przez nią wizja prezydentury jest tak naprawdę ofertą, w której może znaleźć się każdy, kto nie należy do żelaznego elektoratu PiS i z pewnym niepokojem myśli o wszechwładzy jednego ugrupowania na polskiej scenie politycznej. Kidawa-Błońska – bez logo PO w tle – proponuje takim wyborcom: będę waszym rzecznikiem i waszym głosem na szczytach władzy. Dla prezydenta Andrzeja Dudy – w kontekście takich zdjęć jak to z Jachranki, gdzie siedział obok prezesa PiS na tle ścianki z logiem Prawa i Sprawiedliwości, w II turze może być to poważny problem.      

Cała konwencja inaugurująca kampanię prezydencką Kidawy-Błońskiej była sformatowana tak, aby podkreślić, że w nadchodzących wyborach nie chodzi o starcie osobowości lecz o coś znacznie bardziej fundamentalnego.

Czytaj także: Kierowca seicento i Maciej Stachowiak na konwencji Kidawy

Pozostało 95% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich