Nie zdarza się często, by Najwyższa Izba Kontroli publikowała raport, w którym twierdzi, że najważniejsi urzędnicy w państwie złamali prawo, przygotowując wybory. A tak się stało trzy tygodnie temu. Nieczęsto się też zdarza, by NIK donosił do prokuratury na premiera, szefa jego kancelarii, szefa MSW oraz wicepremiera kierującego resortem skarbu. A tak stało się tydzień temu. W tym zaś tygodniu doszło do precedensu: Marian Banaś złożył doniesienie do prokuratury na szefa partii rządzącej, a zarazem wicepremiera ds. bezpieczeństwa Jarosława Kaczyńskiego.
Szef NIK uważa, że prezes PiS złamał trzy przepisy kodeksu karnego dotyczące: znieważania konstytucyjnego organu, zmuszania urzędnika państwowego groźbą do zaniechania czynności oraz zniesławienia. W ten sposób Banaś odczytał wywiady prasowe Kaczyńskiego, w których ten go atakował, mówiąc, że osoba mająca problemy z prawem nie powinna kierować NIK.
Doniesienie Banasia jest przekroczeniem Rubikonu. Uważni komentatorzy zwracali uwagę, że działania prezesa NIK mogły dotąd wyglądać jak negocjacje. Służby próbowały dowieść, że Banaś nielegalnie zgromadził swój majątek, i prześwietlały jego syna, co on uważał za naciski mające skłonić go do dymisji. Banaś z kolei publicznie krytykował nadzorcę służb specjalnych Mariusza Kamińskiego za rzekome zmontowanie akcji wymierzonej w niego, ale oszczędzał Kaczyńskiego. Gdy opublikował raport na temat wyborów kopertowych, doniósł do prokuratury na pracowników Poczty czy Wytwórni Papierów Wartościowych, a dopiero dwa tygodnie później podbił stawkę, donosząc na Mateusza Morawieckiego. Atak na samego Kaczyńskiego oznacza, że na negocjacje z obozem władzy nie ma już miejsca, że zaczęła się wojna totalna.
To PiS w tej sytuacji więcej ryzykuje. Nic tak nie uderza w poparcie dla niego, jak konflikty wewnątrz obozu władzy. Wyborcy może i mają słabą pamięć, ale pamiętają, że jeszcze niedawno PiS wychwalał Banasia pod niebiosa – że to kryształowo uczciwy człowiek – i przekonywał, że krytykują go tylko sojusznicy mafii vatowskich, które wcześniej rozgromił. Dlatego dla wyborcy PiS to, co widzi, to kolejna odsłona wojny domowej w Zjednoczonej Prawicy.