Niekiedy całe zastępy polityków przychodzą i odchodzą, i nie pozostaje po nich wiele więcej niż wzmianka w encyklopedii. Zdarzają się jednak momenty wyjątkowe, gdy politycy mają szansę zapisać się na kartach historii. Bez wątpienia ma na nich swoje miejsce pierwszy niekomunistyczny premier Tadeusz Mazowiecki. Dziś możemy szczegółowo analizować rozmaite jego decyzje i się spierać, czy były dobre. Ale była to postać na miarę swoich czasów.
W normalnych czasach polityka można udawać. Mamy dziś tuziny postpolityków, którzy w czasie prosperity i pokoju potrafili na chwilę zabłyszczeć. Ale kryzys – czy to gospodarczy, geopolityczny, czy też epidemiczny – przychodzi i mówi: sprawdzam. Wtedy znacznie trudniej jest oszukać, schować się za politycznym spinem. I właśnie w takiej historycznej chwili się dziś znaleźliśmy. Uderzenie drugiej fali koronawirusa już teraz pokazuje ograniczenia naszego państwa, będzie pokazywać jego wady i zalety oraz to, jak rządzący będą potrafili – lub nie – te karty, które mają w ręku, wykorzystać, by ratować życie i zdrowie już nie dziesiątek, nie setek, ale tysięcy obywateli.
Nie zwalczymy pandemii propagandą sączoną w telewizji publicznej, nie wygramy zapowiedziami kolejnych wojen ideologicznych, walkami z gender czy LGBT. Na naszych oczach się rozstrzygnie, czy zapamiętamy z tej wojny lidera partii rządzącej Jarosława Kaczyńskiego, premiera Mateusza Morawieckiego czy prezydenta Andrzeja Dudę.
Pierwszy przejdzie do historii jako ten, który zdefiniował obecny podział polityczny. To on na początku transformacji stanął w ideologicznym sporze z obozem liberalnym i podzielił nas na Polskę Michnika i Polskę Kaczyńskiego. Tylko czy ten ideologiczny spór ma jakieś zastosowanie do obecnego wyzwania? Prezes zdaje się wciąż toczyć swoje stare boje z lat 90., wygrywać bitwy z pierwszej dekady XX w. i prowadzić akcje mobilizacyjne z drugiej dekady. Początek trzeciej dekady przyniósł jednak zupełnie nową rzeczywistość. Żadne z narzędzi, które tak lubi, nie wydaje się jednak dziś adekwatne do skali wyzwań pandemicznych i ekonomicznych.
Prezydent Andrzej Duda z kolei w pierwszej kadencji nie zapisał się niczym szczególnym. Choć zdaje się uważać siebie za najlepszego prezydenta w historii Polski, na razie niewiele wskazuje, by się czymś szczególnym w jej kartach zapisał. Zresztą nie ma wiele narzędzi do tego, by akurat w tym kryzysie się wyróżnić. Zostaje premier, który po rekonstrukcji rządu ma wszystkie narzędzia do tego, by spróbować odzyskać kontrolę nad rzeczywistością.