Można zachwycać się wyrachowaną realpolitik w wykonaniu Donalda Trumpa. Można podziwiać, iż jest tym typem przywódcy, który nie wierzy, że są rzeczy niemożliwe. Można bić brawo, że gardzi wszelkimi zastanymi normami, bo liczy się dla niego tylko jeden cel – by Ameryka była wielka, a cała reszta świata może iść do diabła. Ale po tym, co zobaczyliśmy w piątek w Białym Domu nie sposób nie zadać sobie pytania – jaki świat szykuje nam Donald Trump ze swoim amerykocentrycznym wyrachowaniem.
Stany Zjednoczone stały na straży naszych ideałów
Ład, który wyłonił się po II wojnie światowej, opierał się w dużej mierze na Stanach Zjednoczonych. I nie chodzi tylko o to, że USA były strażnikiem i gwarantem tego ładu. One były też punktem odniesienia dla tej części świata, która ceniła wartości zachodniej cywilizacji. Cywilizacji, która w centrum stawia wolność i jednostkę. Uciemiężone przez ZSRR narody naszej części Europy przez dekady patrzyły tęsknie na zachód, wypatrując za oceanem nadziei na lepsze jutro. Stany Zjednoczone nigdy nie były idealne, ale stały na straży naszych ideałów.
Czytaj więcej
Podczas rozmowy w Białym Domu przed podpisaniem umowy o dostępie USA do zasobów mineralnych Ukrainy, Donald Trump zarzucił Zełenskiemu brak szacunku. - Nie jest pan na pozycji, w której może nam dyktować, co możemy czuć - mówił prezydent USA do Wołodymyra Zełenskiego. Fox News: Zełenski poproszony o opuszczenie Białego Domu
Dziś przywódca tego państwa bezwzględnie wykorzystuje swoją siłę wobec kraju słabego i chwiejącego się na nogach, Dawida sczepionego od trzech lat w śmiertelnej walce z krwiożerczym Goliatem. Kraju, który stanął do tej walki, bo zamarzyło mu się być częścią świata, którego symbolem były USA. Walczący od trzech lat o przetrwanie swojego kraju przywódca powinien liczyć w Białym Domu przynajmniej na życzliwość - tymczasem słyszy, że ma być wdzięczny, bo nie ma w ręku żadnych kart, więc powinien strzelić obcasami, podpisać, co mu podsuną i cieszyć się, że w ogóle ktoś chce z nim rozmawiać. A kiedy gość nie zamierza korzyć się przed sojusznikiem, skoro nie ukorzył się przed śmiertelnym wrogiem – zostaje po prostu wyrzucony. Ma wrócić gdy skruszeje. Gdy zmądrzeje. Gdy zrozumie, że teraz rządzą silni. A słabi mają ugiąć kark – albo zginą.