Artur Bartkiewicz: Ameryka Donalda Trumpa krzyczącego na Wołodymyra Zełenskiego może być silna. Ale jest też mała

Prezydent Stanów Zjednoczonych, kraju, który przez dekady był symbolem wolnego świata, krzyczący w Białym Domu na Dawida, którego napadł Goliat, to bardzo smutny obraz.

Publikacja: 28.02.2025 20:36

Wołodymyr Zełenski i Donald Trump w Białym Domu

Wołodymyr Zełenski i Donald Trump w Białym Domu

Foto: REUTERS/Brian Snyder

Można zachwycać się wyrachowaną realpolitik w wykonaniu Donalda Trumpa. Można podziwiać, iż jest tym typem przywódcy, który nie wierzy, że są rzeczy niemożliwe. Można bić brawo, że gardzi wszelkimi zastanymi normami, bo liczy się dla niego tylko jeden cel – by Ameryka była wielka, a cała reszta świata może iść do diabła. Ale po tym, co zobaczyliśmy w piątek w Białym Domu nie sposób nie zadać sobie pytania – jaki świat szykuje nam Donald Trump ze swoim amerykocentrycznym wyrachowaniem.

Stany Zjednoczone stały na straży naszych ideałów

Ład, który wyłonił się po II wojnie światowej, opierał się w dużej mierze na Stanach Zjednoczonych. I nie chodzi tylko o to, że USA były strażnikiem i gwarantem tego ładu. One były też punktem odniesienia dla tej części świata, która ceniła wartości zachodniej cywilizacji. Cywilizacji, która w centrum stawia wolność i jednostkę. Uciemiężone przez ZSRR narody naszej części Europy przez dekady patrzyły tęsknie na zachód, wypatrując za oceanem nadziei na lepsze jutro. Stany Zjednoczone nigdy nie były idealne, ale stały na straży naszych ideałów.

Czytaj więcej

Kłótnia w Białym Domu. Trump oskarża Zełenskiego o „igranie z III wojną światową"

Dziś przywódca tego państwa bezwzględnie wykorzystuje swoją siłę wobec kraju słabego i chwiejącego się na nogach, Dawida sczepionego od trzech lat w śmiertelnej walce z krwiożerczym Goliatem. Kraju, który stanął do tej walki, bo zamarzyło mu się być częścią świata, którego symbolem były USA. Walczący od trzech lat o przetrwanie swojego kraju przywódca powinien liczyć w Białym Domu przynajmniej na życzliwość - tymczasem słyszy, że ma być wdzięczny, bo nie ma w ręku żadnych kart, więc powinien strzelić obcasami, podpisać, co mu podsuną i cieszyć się, że w ogóle ktoś chce z nim rozmawiać. A kiedy gość nie zamierza korzyć się przed sojusznikiem, skoro nie ukorzył się przed śmiertelnym wrogiem – zostaje po prostu wyrzucony. Ma wrócić gdy skruszeje. Gdy zmądrzeje. Gdy zrozumie, że teraz rządzą silni. A słabi mają ugiąć kark – albo zginą.

Ameryka z twarzą Donalda Trumpa może być silna, ale jest jednocześnie mała. Mała jeśli chodzi o wizję, jaka za nią stoi

To pokój oparty na strachu przed mocarstwami kończy się wielką wojną

Postawa Wołodymyra Zełenskiego jest na swój sposób imponująca. Jego sytuacja staje się powoli dramatyczna, ale on walczy. Nie godzi się na oddanie połowy swojego surowcowego królestwa bez żadnych gwarancji, mimo że z jednej strony krzyczą na niego Trump i Vance, z drugiej naciera armia Putina. Ale dziś wszyscy my, obywatele państw, które nie są atomowymi mocarstwami, powinniśmy być Wołodymyrem Zełenskim. Bo stawka tej gry jest wyższa niż Ukraina – chodzi o świat, w którym przyjdzie nam żyć. Jeśli pokornie przyjmiemy realia nowego koncernu mocarstw, a ku niemu zmierza krzyczący na Zełenskiego Trump (który jednocześnie bardzo uważnie waży słowa, by nie urazić prezydenta Rosji Władimira Putina), to w świecie może będzie więcej pokoju, ale na pewno nie będzie więcej wolności. Będzie to pokój spuszczonych głów i ugiętych kolan. Pokój oparty na strachu. I to taki pokój prędzej czy później kończy się wielką wojną. Tak jak w 1914, tak jak w 1939 roku.

Ameryka z twarzą Donalda Trumpa może być silna, ale jest jednocześnie mała. Mała jeśli chodzi o wizję, jaka za nią stoi. Może być hegemonem, ale nie będzie przewodzić. Musimy to uświadomić Trumpowi, albo za chwilę wszyscy będziemy musieli się go bać.

Można zachwycać się wyrachowaną realpolitik w wykonaniu Donalda Trumpa. Można podziwiać, iż jest tym typem przywódcy, który nie wierzy, że są rzeczy niemożliwe. Można bić brawo, że gardzi wszelkimi zastanymi normami, bo liczy się dla niego tylko jeden cel – by Ameryka była wielka, a cała reszta świata może iść do diabła. Ale po tym, co zobaczyliśmy w piątek w Białym Domu nie sposób nie zadać sobie pytania – jaki świat szykuje nam Donald Trump ze swoim amerykocentrycznym wyrachowaniem.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Zełenski wraca z honorem, Trump pomógł Putinowi
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Wołodymyr Zełenski u Donalda Trumpa, czyli wielki tryumf Władimira Putina
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: W PiS nikt nie będzie umierał za Morawieckiego i Mateckiego
Komentarze
Michał Szułdrzyński: PiS w pułapce przeszłości. Dlaczego kampania Nawrockiego zawodzi?
Komentarze
Trump, najlepszy przyjaciel Putina
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”